Tajlandia czeka na turystów

Ostatnie zamieszki w chętnie odwiedzanym zimą przez Polaków kraju ograniczają się do stolicy. Na wyspach jest spokojnie.

Publikacja: 14.12.2013 08:07

Władze Tajlandii przekonują, że wypoczynek w tym kraju jest bezpieczny. Tak jest na wyspach. Jednak

Władze Tajlandii przekonują, że wypoczynek w tym kraju jest bezpieczny. Tak jest na wyspach. Jednak w Bangkoku warto unikać miejsc, w których mogą się odbywać demonstracje.

Foto: AFP

Premier Tajlandii Yingluck Shinawatra niewiele ryzykowała, rozwiązując parlament i ogłaszając nowe wybory. Mało jest polityków na świecie, którzy tak jak ona mogą być pewni powrotu do władzy.

Wybory zostały zaplanowane na 2 lutego, tuż po chińskim Nowym Roku. Czyli w samym szczycie sezonu turystycznego, który rokrocznie w Tajlandii rozpoczyna się pod koniec listopada. Wtedy definitywnie kończy się monsun, nie ma powalającego upału.

W tym roku jednak oznacza to, że turyści będą mieli dodatkową atrakcję: niekończące się demonstracje, zwłaszcza w Bangkoku, który dziś jest najczęściej odwiedzanym miastem na świecie, a na liście turystycznych atrakcji wyprzedził Paryż.

Do cudzoziemców Tajowie są bardzo przyjaźnie nastawieni, bo wielu z nich żyje z turystyki

Ulica czerwono-żółta

Na ulicach Bangkoku dominują dwa kolory: żółty – opozycji, i czerwony – rządzącej Partii dla Tajów (UDD). I te dwa ugrupowania ścierają się między sobą.

Zdaniem analityków politycznych raczej jest mało prawdopodobne, by ulica mogła wynieść do władzy Suthepa Thaugsubana, byłego premiera, domagającego się natychmiastowego ustąpienia rządu, wprowadzenia władzy „rady ludowej", która składałaby się z wyznaczonych przez niego „dobrych ludzi".

Sam Suthep przez 34 lata był deputowanym w parlamencie i ma poparcie stołecznych elit prokrólewskich oraz opozycyjnej Partii Demokratycznej, która od 1992 r. bezskutecznie stara się wrócić do władzy. Tajowie bardzo dobrze pamiętają, że to on stał za zamieszkami w 2010 r., kiedy to praktycznie spłonęło centrum Bangkoku, a śmierć poniosło kilkadziesiąt osób. W Tajlandii znanej z tego, że zamach stanu oznacza trochę gazu łzawiącego na ulicach, zamieszki sprzed trzech lat były szokiem.

Z kolei premier Shinawatra, siostra odsuniętego od władzy premiera Thaksina Shinawatry, jest bardzo popularna poza stolicą, zwłaszcza w regionach wiejskich, gdzie jej partia jest ceniona za skuteczną walkę z biedą. To ta partia ułatwiła rolnikom dostęp do kredytów, co niesłychanie poprawiło warunki życia na wsi. A podczas wyborów głosuje raczej wieś niż wielkie miasta.

Wakacje już staniały

Zamieszki, które wybuchły w Bangkoku w listopadzie, początkowo przestraszyły turystów. „Bangkok Post", największy anglojęzyczny dziennik w Tajlandii, pisał wtedy, trochę histerycznie, o masowych odwoływaniach rezerwacji. Doniesieniom gazety zaprzeczyła Tajlandzka Agencja Turystyczna (TAT), przekonując, że nie ma informacji, by turyści rezygnowali z odpoczynku w tym kraju.

Rzeczywiście, zamieszki ograniczają się do Bangkoku, a na wyspach – Pkuket, Ko Changu czy Ko Samui – nikt nawet o nich nie rozmawia. Sugree Sithivanich, wiceszef TAT, uważa, że jeśli do końca roku nie dojdzie do intensyfikacji zamieszek, sezon turystyczny nie powinien bardzo ucierpieć. Jednak według TAT, gdyby sytuacja się zmieniła, przychody z turystyki, która stanowi 10 proc. PKB tego kraju, mogą spaść nawet o 8–10 proc, czyli o 800 mln dol.

Odwołane rezerwacje jednak sporadycznie się zdarzają, zwłaszcza gdy na urlop do Tajlandii wybierały się rodziny z dziećmi. Kilkadziesiąt państw – w tym praktycznie cała UE (także Polska) oraz Stany Zjednoczone – sugeruje osobom udającym się do Tajlandii, żeby zachowały maksymalną ostrożność w poruszaniu się po stolicy kraju. Tajlandzkie władze przyznają, że wejście demonstrantów do gmachu Ministerstwa Finansów, na co zresztą pozwoliła sama premier, żeby uniknąć rozlewu krwi, fatalnie wpływa na obraz kraju.

Dla Sugree Sithivanicha najważniejsze jest, by nie wystraszyć Chińczyków, którzy zwłaszcza w okresie swojego Nowego Roku bardzo chętnie odwiedzają Tajlandię. Ambasador tego kraju w Pekinie dwoi się i troi, żeby przekonać chińskich turystów, że Tajlandia jest bezpieczna. I chyba mu się udało, bo tajskie konsulaty w chińskich miastach wydają po ponad 3 tys. wiz dziennie. Zresztą Tajowie planują jeszcze w tym sezonie znieść wizy dla Chińczyków, dla których – jak to jest teraz w przypadku UE przy pobycie nieprzekraczającym 30 dni – wiza nie byłaby potrzebna.

Wakacje w Tajlandii już staniały, bo na samym początku zamieszek inwestorzy masowo wyprzedawali bahta. Ale po spadku kursu o ponad 2 proc., do niespełna 33 bahtów za dolara tajlandzka waluta przestała tanieć.

Biura nie odwołują

Urlopowiczom, którzy wybierają się do Bangkoku, zaleca się unikanie miejsc, gdzie odbywają się demonstracje, sprawdzanie tras przemarszu protestujących, tak by nie narażać się na nieprzyjemne niespodzianki.

– Zamieszki na tle politycznym uspokoiły się na tyle, że biura nie odwołały wycieczek. Niepokoje dotyczą Bangkoku, więc oczywiście radzę turystom, żeby wybierali się tylko na zorganizowane przez ich opiekuna z ramienia biura wycieczki. Poza tym oferta biur to nie tylko Bangkok i wybrzeże. Mamy np. omijające stolicę czartery na Phuket – mówi Joanna Gawrońska, szefowa biura podróży Jaknalato.pl.

Podkreśla, że biura niemieckie, w tym największe – TUI czy Neckermann – nie wstrzymały wyjazdów. – To one zazwyczaj najszybciej reagują, jeżeli byłoby jakieś zagrożenie – mówi.

Jeśli jednak wybieramy się do Tajlandii sami, bez zdawania się na biuro podróży, warto wcześniej sprawdzić, czy hotel, w którym chcemy zamieszkać, bo ma dużo gwiazdek, a mimo to jest dziwnie tani, nie jest w okolicy, gdzie demonstracje odbywają się najczęściej. Perspektywa wakacji nad hotelowym basenem, nawet w Bangkoku, nie jest szczególnie atrakcyjna. Recepcje hotelowe zazwyczaj mają dobre informacje dotyczące utrudnień w transporcie, co jest ważne zwłaszcza wtedy, gdy jedziemy na dworzec czy lotnisko.

Jako środek transportu po stolicy lepiej wybierać naziemną kolejkę, a nie motorowe riksze czy taksówki – bo taniej i bezpieczniej, i z pewnością o wiele szybciej. Kolejka nie ugrzęźnie w korku.

I jeszcze jedno: Tajowie są bardzo przyjaźnie nastawieni do cudzoziemców, bo wielu z nich bezpośrednio bądź pośrednio żyje z turystyki. Więc jest bardzo mało prawdopodobne, żeby zagraniczni turyści, tak jak to było na przykład w Egipcie, stali się celem ataków.

Premier Tajlandii Yingluck Shinawatra niewiele ryzykowała, rozwiązując parlament i ogłaszając nowe wybory. Mało jest polityków na świecie, którzy tak jak ona mogą być pewni powrotu do władzy.

Wybory zostały zaplanowane na 2 lutego, tuż po chińskim Nowym Roku. Czyli w samym szczycie sezonu turystycznego, który rokrocznie w Tajlandii rozpoczyna się pod koniec listopada. Wtedy definitywnie kończy się monsun, nie ma powalającego upału.

Pozostało 92% artykułu
Finanse
Polacy ciągle bardzo chętnie korzystają z gotówki
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Finanse
Najwięksi truciciele Rosji
Finanse
Finansowanie powiązane z ESG to korzyść dla klientów i banków
Debata TEP i „Rzeczpospolitej”
Czas na odważne decyzje zwiększające wiarygodność fiskalną
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Finanse
Kreml zapożycza się u Rosjan. W jeden dzień sprzedał obligacje za bilion rubli