Brazylijczycy, poza spotkaniem z Niemcami, zaprezentowali światu fantastyczne widowisko. Piękne stadiony i kraj, po którym da się podróżować bez specjalnych problemów. A oni sami na kilka tygodni zapomnieli o tym, że tuż przed pierwszym gwizdkiem aż 61 proc. z nich uważało, że mundial zaszkodzi gospodarce, bo zabiera pieniądze z miejsc, gdzie są bardziej potrzebne.
Powtórzył się fenomen RPA cztery lata temu, kiedy powszechnie uważano, że tak naprawdę na turniej cieszą się złodzieje. Tymczasem rozgrywki trzymały wszystkich w napięciu, kilka meczów było pięknym sportem, kilka przynudzało, a odpowiedź na najważniejsze pytanie – kto wygra mundial – mamy jeszcze przed sobą.
Złodzieje ?zostali w domu
Okazało się, że niedociągnięcia infrastrukturalne to drobnostki. A dojście narodowej ekipy do półfinału zatrzymało w domach tych, którzy na ulicy mogli zrobić najwięcej złego. Chociaż półfinałowa kompromitacja przypomniała niektórym Brazylijczykom, że ich zdaniem prezydent Dilma Rousseff na mundial wydała za dużo. Nie uważaliby tak oczywiście, gdyby Canarinhos zatrzymali niemiecką maszynę do gier.
Brazylijczycy pokazali też, że potrafią się śmiać sami z siebie. Wystarczy wejść do internetu, poczytać komentarze, pooglądać fotomontaże ze słynnym Chrystusem z Rio, który łapie się za głowę, widząc wynik 7:1 na niekorzyść Canarinhos.
Teraz analitycy ekonomiczni przypomnieli sobie, że przeciwnicy mundialu w Brazylii nie mieli racji. Diego von Vacano pisze w „The Washington Post": – „Te protesty były paradoksalne, skoro Brazylia dokonała gigantycznego skoku cywilizacyjnego i gospodarczego od roku 2003, kiedy to zaczęła ubiegać się o organizację mundialu".