Słaba kondycja strefy euro zmusiła w końcu Europejski Bank Centralny do podjęcia działań stymulujących, tym bardziej że kolejne obniżki stóp procentowych nie przyniosły żadnych efektów. Od września główna stopa procentowa w eurolandzie wynosi zaledwie 0,05 proc.
W czwartek EBC nie zdecydował się na jej kolejne cięcie. Co więcej, Mario Draghi, szef instytucji, zapowiedział, że nie będzie ona już korzystała z tego instrumentu. W zamian, zgodnie z tym, co zasygnalizowano już miesiąc temu, EBC zdecydował się uruchomić już w połowie października skup obligacji zabezpieczonych (tzw. covered bonds purchase programme, czyli CBPP3).
Z kolei skup papierów wartościowych zabezpieczonych aktywami (asset-backed securities purchase programme, czyli ABS) rozpocznie się w IV kwartale. Jeśli jednak, wbrew oczekiwaniom, program nie ożywi gospodarki strefy euro, EBC jest gotów użyć innych niekonwencjonalnych instrumentów. Szczegóły tych działań nie zostały jednak w czwartek ujawnione.
Podobnie, aż do godz. 15.30 nie były znane szczegóły obu programów skupu aktywów. Mimo to inwestorzy, nie czekając na informacje, zaczęli kupować euro. Kurs pary wspólnej waluty w krótkim czasie wspiął się z poziomu 1,2620 do 1,2690 dol. O 17.00 wynosił już jednak tylko 1,2650 dol., jednak był o 0,45 proc. wyższy niż w środę. Również złoty umacniał się w czwartek wobec dolara. Po południu amerykański pieniądz kosztował niespełna 3,3 zł.
Rynki kapitałowe, w przeciwieństwie do walutowych, nie wykazały żadnego entuzjazmu z powodu informacji z EBC. Zaczęły szybko tracić na wartości. Późnym popołudniem giełda paryska spadała już prawie o 2,5 proc., a frankfurcka o 1,5 proc. Inwestorzy liczyli bowiem, że EBC, wzorem amerykańskiego Fedu, rozpocznie „klasyczny" program QE, czyli zacznie skupować obligacje rządowe z rynku. Ten mechanizm, dzięki któremu do amerykańskiej gospodarki popłynęła góra gotówki, doskonale się sprawdził za oceanem, windując nowojorskie indeksy do najwyższych poziomów w historii.