Według najnowszych danych amerykańskiego Departamentu Handlu, w III kwartale 64,4 proc. wszystkich zamieszkanych domów w USA było zajmowanych przez ich właścicieli. Odsetek ten nie był tak niski od ostatniego kwartału 1994 r. A przed pęknięciem bańki na rynku nieruchomości i związanym z tym kryzysem finansowym dobiegał 70 proc.
Symetrycznym zjawiskiem jest spadek odsetka pustych nieruchomości wśród tych, które są przeznaczonych na wynajem. Obecnie wynosi on 7,4 proc. i również jest najniższy od połowy lat 90. Dla porównania, przed krachem dochodził do 11 proc. W efekcie w USA szybko rosną ceny najmu: we wrześniu poszły w górę o niemal 3 proc. rok do roku, najbardziej od stycznia 2008 r. Na tym rynku inflacja jest więc niemal dwukrotnie wyższa, niż ogólnie w gospodarce.
- Systematyczny spadek odsetka domów własnościowych jest skutkiem trudnych warunków na rynku kredytowym oraz historycznie małym udziałem wśród nabywców domów osób kupujących pierwszą nieruchomość – ocenia Josh Miller, ekonomista z Amerykańskiego Stowarzyszenia Deweloperów.
Wskutek łagodnej polityki pieniężnej Rezerwy Federalnej kredyty hipoteczne są w USA bardzo tanie. Średnie oprocentowanie kredytu 30-letniego wynosi dziś niespełna 4 proc., w porównaniu do długoterminowej średniej na poziomie 8,5 proc. Dodatkowo, w ostatnich latach mocno potaniały domy. Indeks S&P/Case-Shiller, mierzący ceny nieruchomości w 20 amerykańskich metropoliach, od ponad dwóch lat znów rośnie, ale wciąż jest o 16 proc. niżej, niż w szczycie bańki w 2006 r.
Tym tendencjom, zwiększającym dostępność domów, towarzyszyło jednak zdecydowane zaostrzenie kryteriów udzielania kredytów przez banki. W efekcie, w związku nienajlepszą wciąż koniunkturą na amerykańskim rynku pracy, wielu Amerykanów nie ma pieniędzy na wkład własny.