Z opublikowanego w poniedziałek raportu organizacji charytatywnej Oxfam wynika, że ośmiu najbogatszych ludzi na świecie ma tyle majątku co 3,6 miliarda najbiedniejszych. Organizacja ostrzega przed pogłębianiem się nierówności ekonomicznych. Data publikacji nie jest przypadkowa - raport został udostępniony w dniu rozpoczęcia Światowego Forum Ekonomicznego w szwajcarskim Davos z udziałem światowych liderów politycznych i gospodarczych.
"To robi duże wrażenie, wręcz szokuje - osiem osób ma taki sam majątek jak połowa ludzkości świata.(...)Ten raport eksponuje to, co jest dyskutowane na forum w Davos od kilku lat - negatywne konsekwencje dla gospodarki, które wynikają z takiego podziału bogactwa. Nie chodzi tu o hasła typu +wszyscy mamy jednakowe żołądki+, nie chodzi o jakieś socjalistyczne trendy, chodzi o ochronę rynku i gospodarki" - powiedziała prof. Mączyńska, która jest prezesem Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego.
Jak wyjaśniła, w sytuacji, w której wąska grupa ludzi koncentruje ogromny majątek, narasta tzw. luka popytowa. "Warto przytoczyć słowa szefowej Międzynarodowego Funduszu Walutowego - ileż jeszcze ci bogaci mogą kupić jachtów, nieruchomości, brylantów. Występuje zjawisko malejącej krańcowej użyteczności dochodu. Ktoś, kto ma kilkanaście miliardów na koncie, może tego kolejnego miliarda na tym koncie nie zauważyć. Najbogatsi zaspokajają wszelkie potrzeby w ekstremalny sposób i napotykają na barierę dalszego dystrybuowania swojego bogactwa. Często uciekają się w sferę spekulacyjną. To jedna z przyczyn rozrastania się spekulacyjnego sektora finansowego, który m.in. doprowadził do światowego kryzysu w 2008 roku" - powiedziała.
Mączyńska podkreśla, że jeżeli ludzie nie otrzymują należytych dochodów, to rosnąca w skutek postępu technologicznego produkcja nie znajduje nabywców. "To znaczy tyle, że nasze dochody nie są odpowiednio skorelowane z rosnącą produkcją. Oczywiście nie chodzi o uprawianie jakiegoś rozdawnictwa, żeby ludzie tylko kupowali. Chociaż niektóre kraje poszły w tym kierunku. To koncepcja dochodu podstawowego, należnego wszystkim bez względu na ich stan majątkowy, to czy pracują i czy mają perspektywy rozwoju. Kraje skandynawskie się do tego przymierzają, a Finlandia to nawet wdrożyła. Traktowane jest to jako eksperyment, ale nie rozwiązuje to sprawy. Chodzi o to, żeby mechanizm, który tkwi we współczesnym kapitalizmie, nie działał w kierunku narastania nierówności. Tak niestety teraz jest" - powiedziała.
Jej zdaniem doświadczenia niektórych krajów, np. skandynawskich dowodzą, że problem rosnących nierówności można rozwiązać. "Nieprzypadkowo kraje skandynawskie cechuje to, że znajdują się we czołówce rankingów innowacyjności, inkluzywności, sprawiedliwości społecznej i rozwoju społeczno-gospodarczego, rozumianego szeroko, nie tylko jako wzrost gospodarczy, ale przede wszystkim postęp społeczny, edukacyjny, zdrowotny, dostęp kultury. Kraje skandynawskie zdecydowanie lepiej sobie z tym radzą. Trzeba się przyglądać rozwiązaniom, które zostały wprowadzone w tych krajach" - zaznaczyła.