Reklama

Maria Callas: Boska i zwyczajna

Tom Volf, fotograf i reżyser dokumentalista opowiada Barbarze Hollender o swojej fascynacji Marią Callas i poszukiwaniu prawdy o niej. Film od piątku w kinach.

Publikacja: 27.02.2018 17:30

Rzeczpospolita: Pięć lat poświęcił pan na dokumentowanie życia i twórczości Marii Callas. A podobno nigdy nie był pan fanem opery.

Tom Volf: Rzeczywiście nie. Ale gdy studiowałem w Nowym Jorku, przechodziłem kiedyś obok Opery. Nie miałem nic do roboty, więc pomyślałem: „Zobaczę". Kupiłem bilet, najtańszy, za 10 dolarów. Ogląda się wtedy spektakl na stojąco i prawdę powiedziawszy, z miejsca, z którego nie widać nawet całej sceny. A ja się zakochałem w tym świecie: w muzyce, śpiewie, kostiumach. Wróciłem do mojego studenckiego pokoju, w komputerze wpisałem hasło „Gaetano Donizetti" i wyskoczyła mi Maria Callas. Wtedy po raz pierwszy usłyszałem, jak śpiewa. To była rewelacja!

Powstały trzy książki, film, wystawa.

Bo Callas mnie uwiodła, chciałem się tą fascynacją dzielić. Zrobić o niej dokument. Próbowałem odszukać jej rodzinę. Nie udało się: nie miała dzieci, jej matka nie żyła, siostra też umarła bezdzietnie. Natomiast znalazłem lokaja i pokojówkę, których traktowała jak osoby najbliższe. I wielu jej przyjaciół, którzy mi zaufali, podzielili się ze mną wspomnieniami. Zebrałem bardzo interesujący materiał. Dlatego wyszły również trzy książki, m.in. albumy z jej zdjęciami. Dlatego też przygotowałem wystawę. Ale najważniejszy był film. Callas dotąd była pokazywana albo jako wielka artystka, albo jako skandalistka romansująca z bogatymi facetami i zrywająca przedstawienia. Chciałem ją sportretować inaczej, opowiedzieć o niej słowami jej i osób, które ją rozumiały.

Jak trafiał pan do tych ludzi?

Reklama
Reklama

Najpierw przeczytałem wszystko, co się dało, odwiedziłem muzea, archiwa, instytucje, gdzie mogłem znaleźć jakiekolwiek materiały o Callas. Naiwnie zakładałem, że dokumentacja zajmie mi trzy miesiące, w rzeczywistości trwała cztery lata. Zacząłem pracę w Nowym Jorku, potem trafiłem do Francji, Anglii. Moi rozmówcy polecali mnie następnym i tak tworzył się łańcuszek, który pozwolił mi zbliżyć się do Callas.

Wykorzystał pan fragmenty szczerego wywiadu, jakiego w 1970 roku udzieliła brytyjskiemu dziennikarzowi Davidowi Frostowi.

To nagranie przechował jej lokaj i zrobił mi z niego prezent. Dostałem zresztą ich mnóstwo. Miałem 10 tysięcy zdjęć, 400 listów, około 50 godzin nagrań. Wybór materiałów był trudniejszy od zdobycia Everestu. Sześć miesięcy pracy. Razem z moim montażystą staraliśmy się stworzyć portret artystki, ale też kobiety.

Coś pana zaskoczyło?

Jej zwyczajność. Nie zgadzam się z opiniami typu: „Była osobą tragiczną". Jak każdy przeżywała okresy wielkiego zakochania i okresy smutku. Miała niebotyczny talent, ale chciała nie tylko pracować, lecz również żyć.

W pana filmie jest wywiad, w którym Callas mówi: „Byłam kochana tylko wtedy, kiedy śpiewałam".

Reklama
Reklama

To zdanie odnosiło się do jej dzieciństwa. Matka miała ogromne ambicje i rzeczywiście kochała w niej głównie talent. Ale potem Onassis szalał za nią jako kobietą. Kochał Marię, a nie Callas. Związek z nim to pewnie dziesięć najszczęśliwszych lat w jej życiu. Ale dla niego zawiesiła występy i zaczęła tracić głos.

Pokazał pan jej wysiłki, by zachować równowagę między życiem zawodowym i prywatnym.

Stale takie próby podejmowała, ale jej nie wychodziło. Zawsze Maria poświęcała się dla Callas albo Callas dla Marii. Jednak dzięki temu, że żyła pełnią życia, tak fascynujące były jej role. Była świetną aktorką. Potrafiła w Toscę, Carmen czy Normę wlać prawdę, bo znała ich emocje. To nie była tylko technika.

W filmie pokazuje pan, że droga Callas do sławy też nie była prosta.

Długo trwało, nim przedarła się do La Scali. Na początku kariery nie była we Włoszech lubiana. Podziwiali ją widzowie na całym świecie. Gdy w 1965 roku przyjechała do Nowego Jorku, młodzi ludzie po trzy dni stali w kolejkach, żeby kupić bilet, a we Włoszech zawsze znaleźli się tacy, którzy po jej występach buczeli. Dopiero dziesięć lat po jej śmierci wszyscy orzekli, że była wielką, niepowtarzalną artystką.

Jak zarekomendowałby pan swój film widzom, którzy nie są zapalonymi melomanami?

Reklama
Reklama

Powiedziałbym, że zrobiłem go właśnie dla nich. Callas sprawiła, że wiele osób na całym świecie zaczęło interesować się muzyką klasyczną. Chciałem, żeby mój film chcieli obejrzeć ludzie kochający operę, ale również, a może przede wszystkim, ci, którzy dostrzegą opowieść o wielkiej artystce, pięknym człowieku, dramatycznym ludzkim losie i po powrocie do domu wpiszą w Google'a hasło „Callas". Tak jak ja zrobiłem kiedyś. To może być początek wielkiej przygody.

Sylwetka

Tom Volf, fotograf, dokumentalista

Jako pracownik PR zajmował się głównie promocją książek. Jako fotograf specjalizuje się w zdjęciach mody i obrazach z podróży. W Paryżu miał wystawy fotografii z Tybetu i bieguna północnego. Dokument „Maria Callas", który w piątek trafi na ekrany, jest jego debiutem reżyserskim. —bh

Recenzja: Wciągająca historia artystki kochanej i nienawidzonej

Oryginalny tytuł „Maria by Callas" lepiej oddaje intencje Toma Volfa. Jego film różni się od wielu innych wcześniejszych opowieści – książkowych lub ekranowych – o tej niezwykłej artystce. Teraz ona sama mówi o sobie. Volf dotarł do zapomnianych, obszernych i zadziwiająco szczerych jej wywiadów. Dodał fragmenty czytanych z offu intymnych wręcz listów pisanych do Elviry de Hidalgo. To była jej profesorka śpiewu, ale Callas obdarzyła ją szacunkiem i miłością większą niż własną matkę. Była jedyną osobą, przed którą nie bała się psychicznie obnażyć.

Volf starał się zrobić film dla różnych widzów. Miłośnicy opery otrzymali dużo nagrań, nierzadko mało znanych. Można podziwiać sztukę wokalną Callas, bo wszystkie arie zaprezentowano bez skrótów. Jeśli zaś widz mniej wrażliwy na operę to przetrwa, otrzyma fascynującą opowieść o kobiecie, która tak dużo wymagała od siebie, a jednocześnie była krzywdzona przez innych: przez matkę, mężczyzn jej życia, dziennikarzy, także przez część widzów. Jedni ją bowiem uwielbiali, drudzy nienawidzili. A ten, którego najbardziej kochała, grecki multimiliarder Onasis, traktował jak atrakcyjną ozdobę u swego boku, którą po paru latach zamienił na inną.

Reklama
Reklama

Film wciąga, ponieważ nie jest biografią, która przytłacza widza faktami i datami. Te, jeśli pojawiają się na ekranie, dotyczą lat, z których pochodzą wybrane materiały filmowe, kręcone nierzadko amatorską kamerą. Widz nie został zasypany informacjami o występach i premierach Marii Callas, może zaś posłuchać jej zwierzeń. Rzadko która kobieta ma odwagę tak się otworzyć przed słuchaczami jak ona. Takiej Callas nie znałem i za to jestem wdzięczny Tomowi Volfowi.

—Jacek Marczyński

Film
Oscary 2026: Krótkie listy ogłoszone. Nie ma „Franza Kafki”
Film
USA: Aktor i reżyser Rob Reiner zamordowany we własnym domu
Film
Nie żyje Peter Greene, Zed z „Pulp Fiction”
Film
Jak zagra Trump w sprawie przejęcia Warner Bros. Discovery przez Netflix?
Film
„Jedna bitwa po drugiej” z 9 nominacjami Złotych Globów. W grze Stone i Roberts
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama