Niepotrzebnie ożywiona mumia

Na ekranach "Mumia: Grobowiec Cesarza Smoka". To infantylny miszmasz kina familijnego i akcji.

Publikacja: 04.08.2008 04:03

Rick O'Connell (Brendan Fraser) w filmie "Mumia: Grobowiec Cesarza Smoka"

Rick O'Connell (Brendan Fraser) w filmie "Mumia: Grobowiec Cesarza Smoka"

Foto: UIP

Mumie w kinie ożywały wielokrotnie, ale popularnością nigdy nie dorównały wampirom i wilkołakom. Nic dziwnego. Na dużym ekranie najczęściej biegały niezdarnie za ofiarą, od stóp do głów owinięte bandażami. Budziły raczej politowanie niż grozę.

Dlatego gdy w 1999 roku Stephen Sommers nakręcił "Mumię", pomysł wydawał się ryzykowny. Jednak chwycił. Akurat brakowało w kinie awanturniczo-przygodowych opowieści na wesoło, które czerpałyby z ducha perypetii Indiany Jonesa. "Mumia" zarobiła miliony i wykreowała podobny typ bohatera – zawadiackiego poszukiwacza skarbów Ricka O'Connella. W 2001 roku powstał równie kasowy sequel filmu. Pojawienie się trzeciej część cyklu było tylko kwestią czasu.

Poprzednio Rick (Brendan Fraser) walczył z mumią kapłana Imhotepa, którą najpierw ścigał w Egipcie, a potem na ulicach Londynu. Teraz z żoną (Maria Bello) spędza czas na emeryturze w podmiejskiej posiadłości. Oboje okropnie się nudzą, ale wkrótce będą musieli odwiedzić Chiny, gdzie ich syn – także archeolog – wykopał zmumifikowanego Cesarza Smoka (Jet Li). Ożywiony władca zamierza z pomocą swojej terakotowej armii podbić świat...

Film pozbawiony jest lekkości i niewymuszonego humoru wcześniejszych obrazów. Powstał na siłę. Stephen Sommers zajął się tylko produkcją, a reżyserię powierzył wyrobnikowi kina akcji Robowi Cohenowi (m.in. "XXX"). Z udziału w przedsięwzięciu zrezygnowała Rachel Weisz, którą w roli małżonki Ricka zastąpiła Maria Bello. Ale ani ona, ani ironiczny w poprzednich występach Brendan Fraser nie czuli się chyba dobrze na planie. Dowcipne potyczki słowne zostały zastąpione przez drętwe dialogi o rodzinie i niewybredne żarty – numer z jakiem, który obryzguje wymiocinami samolot, jest tu szczytem komediowego wyrafinowania.

Dla urozmaicenia fabuły twórcy wrzucają do filmu, co popadnie – starożytne legendy o Państwie Środka, chińskich militarystów, smoka i... plemię Yetich. To kiepski przepis na rozrywkę, która ma balansować między zgrywą a budującą napięcie przygodą.

Ta mumia zamiast beztroskiego uśmiechu wywołuje niesmak.

Mumie w kinie ożywały wielokrotnie, ale popularnością nigdy nie dorównały wampirom i wilkołakom. Nic dziwnego. Na dużym ekranie najczęściej biegały niezdarnie za ofiarą, od stóp do głów owinięte bandażami. Budziły raczej politowanie niż grozę.

Dlatego gdy w 1999 roku Stephen Sommers nakręcił "Mumię", pomysł wydawał się ryzykowny. Jednak chwycił. Akurat brakowało w kinie awanturniczo-przygodowych opowieści na wesoło, które czerpałyby z ducha perypetii Indiany Jonesa. "Mumia" zarobiła miliony i wykreowała podobny typ bohatera – zawadiackiego poszukiwacza skarbów Ricka O'Connella. W 2001 roku powstał równie kasowy sequel filmu. Pojawienie się trzeciej część cyklu było tylko kwestią czasu.

Film
„28 lat później”. Powrót do pogrążonej w morderczej pandemii Wielkiej Brytanii
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Rekomendacje filmowe: Wchodzenie w życie nigdy nie jest łatwe
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu