Pierwsza wersja scenariusza "Rysy" powstała w 1997 roku, jeszcze przed falą polskich rozliczeń lustracyjnych. Skąd wziął się wówczas pomysł na ten film?
Michał Rosa:
Impulsem do napisania scenariusza stała się dla mnie opowieść mojego przyjaciela. Ta historia wydarzyła się naprawdę, choć nie w Polsce, lecz w Niemczech, a mąż był współpracownikiem Stasi. Wziąłem z niej kanwę, poza tym wszystko wymyśliłem sam. Jednak wtedy było jeszcze niewielkie zainteresowanie decydentów tym tematem. Udało mi się zrealizować film dopiero teraz.
"Rysa" jest dla mnie opowieścią o obsesji, utracie zaufania, niemożności życia obok kogoś, kto nas bardzo zawiódł. Pana bohaterka jest całkowicie bezradna. Nie umie dojść do prawdy o przeszłości i nikt jej w tym nie pomaga.
Od jej bezradności gorsza jest właśnie samotność. Joanna związana była z mężem przez tyle lat, że teraz wstydzi się komukolwiek opowiedzieć o jego nielojalności i swoim bólu. To nie jest zwykła samotność kobiety, która została zdradzona przez męża. Nielojalność Jana to zdrada wszystkiego, w co ona – wychowana w starej krakowskiej rodzinie – najgłębiej wierzyła.