"Obiecaj mi!" miało światową prapremierę podczas ostatniego festiwalu w Cannes, ale trafiło tam chyba tylko ze względu na dawną pozycję Kusturicy. I spotkało się z chłodnym przyjęciem.
"Urodzony w Bośni reżyser posługuje się swoimi zwyczajowymi trickami, ale wyraźnie brakuje mu inspiracji" – pisał Bernard Besserglik z "Hollywood Reporter", dodając, że wątpi w międzynarodową karierę filmu, zarówno w kinach, jak i na festiwalach. W podobnym tonie utrzymał swoją recenzję Robert Koehler z "Variety". Głosy amerykańskich krytyków były symptomatyczne i niewiele odbiegały od opinii ich europejskich kolegów.
[srodtytul]Już nie pupil[/srodtytul]
Emir Kusturica przez całe lata był ulubieńcem krytyków, selekcjonerów i jurorów filmowych festiwali. Za szkolną etiudę "Guernica" zdobył pierwsze miejsce na Festiwalu Filmów Studenckich w Karlowych Warach. Dalej było pasmo sukcesów. Złoty Lew za debiut fabularny podczas festiwalu w Wenecji za "Do You Remember Bell" (1981). Złota Palma w Cannes za "Tatę w podróży służbowej" (1985). Nagroda w Cannes za reżyserię "Czasu Cyganów" (1989). Srebrny Niedźwiedź w Berlinie za "Arizona Dream" (1993). Druga Złota Palma canneńska za "Underground" (1995). Wenecki Srebrny Lew za "Czarnego kota, białego kota" (1998).
Kusturica jest magiem kina. Wielką indywidualnością. Artystą o niepowtarzalnym stylu. Tylko że ten styl już nie wciąga jak dawniej. Raczej denerwuje. Temperament Kusturicy rozpływa się w coraz bardziej błahych historiach.