Bałkański mag rozczarował

Emir Kusturica, dwukrotny laureat Złotej Palmy, twórca głośnego "Undergroundu" powtarza się i drepcze w miejscu

Publikacja: 01.10.2008 18:30

Emir Kusturica na planie "Obiecaj mi!"

Emir Kusturica na planie "Obiecaj mi!"

Foto: kino świat

"Obiecaj mi!" miało światową prapremierę podczas ostatniego festiwalu w Cannes, ale trafiło tam chyba tylko ze względu na dawną pozycję Kusturicy. I spotkało się z chłodnym przyjęciem.

"Urodzony w Bośni reżyser posługuje się swoimi zwyczajowymi trickami, ale wyraźnie brakuje mu inspiracji" – pisał Bernard Besserglik z "Hollywood Reporter", dodając, że wątpi w międzynarodową karierę filmu, zarówno w kinach, jak i na festiwalach. W podobnym tonie utrzymał swoją recenzję Robert Koehler z "Variety". Głosy amerykańskich krytyków były symptomatyczne i niewiele odbiegały od opinii ich europejskich kolegów.

[srodtytul]Już nie pupil[/srodtytul]

Emir Kusturica przez całe lata był ulubieńcem krytyków, selekcjonerów i jurorów filmowych festiwali. Za szkolną etiudę "Guernica" zdobył pierwsze miejsce na Festiwalu Filmów Studenckich w Karlowych Warach. Dalej było pasmo sukcesów. Złoty Lew za debiut fabularny podczas festiwalu w Wenecji za "Do You Remember Bell" (1981). Złota Palma w Cannes za "Tatę w podróży służbowej" (1985). Nagroda w Cannes za reżyserię "Czasu Cyganów" (1989). Srebrny Niedźwiedź w Berlinie za "Arizona Dream" (1993). Druga Złota Palma canneńska za "Underground" (1995). Wenecki Srebrny Lew za "Czarnego kota, białego kota" (1998).

Kusturica jest magiem kina. Wielką indywidualnością. Artystą o niepowtarzalnym stylu. Tylko że ten styl już nie wciąga jak dawniej. Raczej denerwuje. Temperament Kusturicy rozpływa się w coraz bardziej błahych historiach.

Mam wrażenie, że reżyser marnieje odcięty od własnych korzeni. Jego filmy były zawsze głęboko osadzone w kulturze bałkańskiej. Najsłynniejszy, "Underground", stał się narodową epopeją, w której Kusturica pokazywał jugosłowiańskie losy, portretował charakter rodaków i odmienność ich sposobu myślenia. Opowiadał o izolacji Bałkanów zostawionych przez Europę samym sobie. Ale jednocześnie Kusturica nie ukrywał nigdy swoich projugosłowiańskich sentymentów. Więcej, w każdym następnym filmie podkreślał je coraz bardziej. I otwarcie mówił:

– Byłem szczęśliwy w kraju multietnicznym. Braliśmy od siebie to, co mieliśmy najlepszego: ze Słowenii – narciarzy, z Bośni – piłkarzy, z Serbii – filmy i literaturę. Teraz to wszystko zostało zrujnowane. Głupota. Nikt, kto ma poczucie jakiejkolwiek strategii politycznej, nie uzna takiego ruchu za logiczny. Dlatego chcę przypominać, że mój dawny kraj został zniszczony przez ideologię i chore ambicje. Wbrew rozsądkowi i okolicznościom.

Przez taką postawę polityczną Kusturica jest w rodzinnej Bośni traktowany jak zdrajca. Młoda bośniacka reżyserka Jasmila Zbanic, laureatka Złotego Niedźwiedzia za "Grbavicę", na samo nazwisko "Kusturica" tężeje i ucina rozmowę.

[srodtytul]Dyktator na wygnaniu[/srodtytul]

– Straciłem swoje miejsce w życiu, swoją "krainę dzieciństwa" i rodzinne miasto – przyznaje reżyser. – Przyjaciele odwrócili się ode mnie, nie chcą mi wybaczyć prawdy, jaką pokazuję w filmach. Jestem w Sarajewie persona non grata. Proszę mi wierzyć, to strasznie uczucie, kiedy człowiek zda sobie sprawę, że nie będzie mu dane umrzeć tam, gdzie tkwią jego korzenie.

Dziś Kusturica, który lata całe spędził w Paryżu, wrócił w swoje strony. Zbudował własną wioskę Kustendorf, organizuje tam festiwale filmowe. Ale wioska leży w Serbii, niedaleko Belgradu, a sam artysta nie ukrywa swojej niechęci do demokracji, chełpiąc się, że w Kustendorfie jest dyktatorem. I jako honorowego gościa pierwszej edycji festiwalu zaprasza innego dyktatora – Nikitę Michałkowa.

Kino Kusturicy też się zmieniło. Reżyser próbuje mówić o miłości ponad podziałami, ale robi filmy coraz bardziej miałkie. Zdjęcia nieokiełznanej przyrody, rubaszny humor, nawet muzyka dyktująca rytm życia zaczynają nużyć. Forma przerasta treść. Autor oddala się od rzeczywistości, zamyka w tych samych symbolach, nie zawsze przystających do dnia dzisiejszego. Jego rozbuchane obrazy przestają mówić prawdę o kraju, który próbuje leczyć wojenne rany i podnieść się po krwawej, bratobójczej walce.

Pozostaje tylko wierzyć, że banicja kiedyś Kusturicę zaboli. I że wtedy znów nakręci film piękny i ważny.

"Obiecaj mi!" miało światową prapremierę podczas ostatniego festiwalu w Cannes, ale trafiło tam chyba tylko ze względu na dawną pozycję Kusturicy. I spotkało się z chłodnym przyjęciem.

"Urodzony w Bośni reżyser posługuje się swoimi zwyczajowymi trickami, ale wyraźnie brakuje mu inspiracji" – pisał Bernard Besserglik z "Hollywood Reporter", dodając, że wątpi w międzynarodową karierę filmu, zarówno w kinach, jak i na festiwalach. W podobnym tonie utrzymał swoją recenzję Robert Koehler z "Variety". Głosy amerykańskich krytyków były symptomatyczne i niewiele odbiegały od opinii ich europejskich kolegów.

Pozostało 85% artykułu
Film
Rekomendacje filmowe: Wchodzenie w życie nigdy nie jest łatwe
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
Europejskie Nagrody Filmowe: „Emilia Perez” bierze wszystko