W Legnicy zaskoczyło ją najbardziej to, że gdy przyjechali filmowcy, wśród mieszkańców miasta odżyła pamięć o autentycznej historii miłości Rosjanki i Polaka. Ludzie zaczęli przychodzić na grób rosyjskiej dziewczyny. Zapalali znicze. – Wzruszyło mnie to, zwłaszcza że dla mnie "Mała Moskwa" nie była filmem politycznym, lecz przede wszystkim opowieścią o wielkiej miłości – mówi Chodczenkowa.
Zagrała i matkę, i córkę. – To były dwie zupełnie różne kobiety – twierdzi. – Ale na pewno trudniej było mi zagrać córkę. Mogłam oczywiście wcielić się w nią jako aktorka, ale nie rozumiem jej jako człowiek.
[srodtytul]Nowoczesna kobieta[/srodtytul]
Jej współczesna filmowa bohaterka długo nie potrafiła zrozumieć i zaakceptować postawy matki, która zdradziła męża, zakochując się w Polaku. Przez całe lata próbowała o niej nie myśleć. Dla Swietłany matka jest najważniejszą osobą. Wychowywała ją sama, bo ojciec odszedł, kiedy córka była mała. Nie interesował się nią, nie widziała go kilkanaście lat. To matka ciężko pracowała fizycznie, żeby jej wszystko zapewnić. Jako mała dziewczynka Swieta chodziła do szkoły baletowej. Musiała zrezygnować, gdy zanadto wyrosła. Potem trenowała taniec towarzyski i jazdę figurową na lodzie. Długie nogi, które przeszkadzały baletmistrzom, spodobały się w agencji reklamowej. Mając 16 lat, Swietłana podpisała swój pierwszy kontrakt reklamowy w Japonii, potem był drugi – półroczny. Maturę zdała eksternistycznie. Studiowała ekonomię, reklamę, a wreszcie zdała na wydział aktorski w Akademii Teatralnej.
Delikatną dziewczynę kino kupiło, gdy była na studiach. Zadebiutowała w "Pobłogosławcie kobietę" Stanisława Goworukina w 2003 roku. Dzisiaj 25-letnia Chodczenkowa ma na koncie dziesięć ról w filmach kinowych i telewizyjnych. Ostatnio miała dwa polskie doświadczenia. W czasie gdy pracowała przy "Małej Moskwie", w Rosji grała w filmie "Z wizytą w bajce" Grigorija Konstantynopolskiego, gdzie partnerowała Danielowi Olbrychskiemu.
– Daniel doskonale zna Ewę Demarczyk, a ja jako Wiera musiałam śpiewać jej "Grande Valse Brillante" i w Moskwie wspólnie tę piosenkę ćwiczyliśmy. – Mieliśmy w tym filmie scenę miłosną – mówi ze śmiechem Olbrychski. – Jakaż to aktorka! Wygląda jak myszka, a kiedy przed kamerą wziąłem ją w ramiona, to z oczu leciały jej iskry.