[link=http://www.rp.pl/galeria/9146,2,304751.html]Zobacz galerię fotosów z filmu[/link]
Kino kocha młodość. Ale często najgłębszych wzruszeń dostarczają widzom filmy o starych ludziach. Bo to oni mają dystans do świata i mądrość zdobywaną przez lata. To oni zatrzymują się w biegu. I wiedzą, co w życiu najważniejsze.
"Jeszcze nie wieczór" to zbiorowy portret starych artystów. Do Domu Aktora w Skolimowie przyjeżdża na rekonwalescencję po chorobie Jerzy. Jest niewiele młodszy od stałych pensjonariuszy, ale wciąż czynny zawodowo, czuje się jak przybysz z innego świata. Romansuje z młodą kucharką i trochę z nudów, trochę z przekory, postanawia wystawić z mieszkańcami domu "Fausta". Mają ten spektakl zagrać w pobliskim więzieniu.
Jacek Bławut szykował się do nakręcenia tego filmu ponad dziesięć lat. Zmieniały się scenariusze, odszedł na zawsze Leon Niemczyk, który miał początkowo grać główną rolę, nie doczekał rozpoczęcia zdjęć Gustaw Holoubek. Ale w 2007 roku ekipa wyjechała na plan.
Fabuła jest wątła. Co więcej, "Jeszcze nie wieczór" chwilami nuży, razi dłużyznami, nie wszystko się w nim klei. A jednak, mimo tych wad, film Jacka Bławuta wciąga. Ma w sobie magię. Staje się opowieścią o przemijaniu. Kamera z uwagą przygląda się twarzom, na których czas wyrył swoje piętno. A ze zdjęć na ścianach spoglądają na pensjonariuszy piękne, młode kobiety i amanci o niecodziennej urodzie. W tym domu wszechobecna jest tęsknota za tym, co było, i za sztuką, dla której żyli, płacąc nierzadko samotnością i rozwianymi złudzeniami.