„Najgorsze więzienie to śmierć dziecka. Z niego nigdy się nie wychodzi” – mówi Juliette, która 15 lat spędziła w zakładzie w Nancy. Lea, druga bohaterka filmu, młodsza siostra Juliette, nigdy nie odwiedziła jej w więzieniu. Teraz zabiera ją do domu, do męża Luca, teścia i dwóch adoptowanych wietnamskich dziewczynek, by pomóc jej wrócić do normalności.
Dużo młodsza od Juliette Lea właściwie nie pamięta siostry. Rodzina wyrzekła się skazanej, bo zamordowała swojego sześcioletniego syna. Podczas procesu milczała, nikt więc nie poznał jej motywów.
Także i teraz całkowicie zamknięta w sobie Juliette jest dla bliskich zagadką. Dzięki determinacji Lei stopniowo się otwiera – znajduje pracę, spotyka się z zainteresowanymi nią mężczyznami, zaprzyjaźnia z dziewczynkami, choć nie bez obiekcji ze strony Luca. Ale nigdy nie wspomina, dlaczego zabiła swoje dziecko – to wyjaśni się zupełnie przez przypadek i będzie dla widzów tak samo szokujące jak dla Lei.
„Kocham cię od tak dawna” to film wybitny. Dopracowany w najmniejszym szczególe scenariusz nie zostawia miejsca na przypadkowe sceny, niepotrzebne słowa czy postaci bez znaczenia (prawdziwą perełką jest tu wątek oficera policji, pod którego kuratelą znajduje się Juliette). Nie bez powodu wspomina się tu powieść „Sylvie” de Nervala czy pokazuje dwa obrazy Emile’a Frianta.
Ale największą wartością filmu jest aktorstwo – rola życia Kristin Scott Thomas wyróżniona Europejską Nagrodą Filmową i wspaniała kreacja Elsy Zylberstein – Lei (statuetka Cezara). „Kocham cię od tak dawna” to prawdziwie przejmujące kino, ale i niosące nadzieję. Zapewne to miano na uwadze na festiwalu w Berlinie, gdzie film otrzymał m.in. Nagrodę Jury Ekumenicznego.