– Nie wiem, kto to jest przeciętny widz – mówił Lankosz, odbierając nagrodę publiczności. – Nie sądzę, by ktoś taki istniał. Wierzę w widza inteligentnego.
[wyimek]Do naszego kina wchodzi nowe pokolenie. Wnosi swoją energię, świeże spojrzenie na świat, interesujący język filmowy. I odwagę [/wyimek]
Może to właśnie jest tajemnica jego sukcesu. 36-letni twórca, autor świetnych dokumentów „Kazimierz zamknięty”, „Radegast”, „Obcy VI” o żydowskim świecie, który odszedł na zawsze, czy portretu Krzysztofa Gierałtowskiego „Polacy, Polacy”, po prostu szanuje publiczność. Rezygnuje z nabożnego pokazywania bohaterstwa, zachowuje dystans do czasów, o których opowiada. Przede wszystkim jednak Lankosz pokazuje różne oblicza historii i, jak kiedyś von Donnersmarck w „Życiu na podsłuchu”, ucieka od zbyt łatwych osądów.
Równie interesujący jest inny film o naszych najnowszych dziejach – „Dom zły”, który zebrał nagrody za scenariusz, reżyserię i montaż. Wojciech Smarzowski, podobnie jak Lankosz, właściwie robi kino sensacyjne. Osią osadzonej w 1982 roku akcji jest śledztwo w sprawie brutalnego potrójnego zabójstwa, jakie cztery lata wcześniej wydarzyło się w małej bieszczadzkiej wsi, żyjącej w cieniu PGR. Ale i tutaj w tle obrazu sensacyjnego kryje się rozliczenie peerelo-wskiej rzeczywistości. W bardzo mocnym „Domu złym” autor „Wesela” pokazuje pełne korupcji, donosicielstwa i szantażu bagno. To okrutny obraz. Porażający. Czy tylko historyczny?
Nowa jakość opowiadania i nowa wrażliwość pojawiły się również w opowieściach współczesnych. Zdobywca Srebrnych Lwów „Wojna polsko-ruska” Xawerego Żuławskiego z brawurowo grającym Borysem Szycem przeszła już z powodzeniem przez ekrany kin, także tu, w Gdyni, wypadła świetnie. Wpisała się idealnie w nurt kina uciekającego od szablonów, opisującego polską mentalność, pokazującego ludzi, których życie – pozbawione moralnych drogowskazów, poczucia wspólnoty i szans na jakikolwiek sukces – rozsypało się.
Wielką zasługą tegorocznych jurorów jest również docenienie „Lasu” Piotra Dumały. Pierwszy aktorski film twórcy znakomitych animacji z pewnością nie przyciągnie do kin tłumów. Ale jest dziełem sztuki. Powolny, z wysublimowanymi, przejmującymi zdjęciami Adama Sikory, przewrotnie wykorzystuje mit Abrahama i Izaaka, jednocześnie staje się magiczną opowieścią o relacji ojciec – syn, o poświęceniu, stracie najbliższej osoby i pustce, jaka po niej zostaje. Takie zjawiska trzeba zauważać.