Czytaj też: [link=http://www.rp.pl/artykul/9131,408396_Rewolucja_wedlug__Camerona.html]Rewolucja według Camerona[/link]
Opuszczenie sali kinowej po seansie “Avatara” boli. Kontrast plastikowego świata z ekranową dżunglą zamieszkaną przez nieprawdopodobne organizmy i stworzenia jest nie do zniesienia. Zapierający dech obraz Camerona to najbardziej widowiskowa produkcja spośród tych, które ma na swoim koncie twórca m.in. “Terminatora” i “Obcego – decydującego starcia”.
Z zamiarem jej nakręcenia nosił się od 15 lat, czekając na taki postęp technologiczny w dziedzinie efektów specjalnych, który wzniósłby realizację filmu w 3D na wyżyny. I doczekał się. A dzięki budżetowi w wysokości 237 (niektóre źródła podają, że 310) milionów dolarów świat planety Pandora, na której rozgrywa się akcja, wygląda realniej i piękniej niż rzeczywistość.
Na obcej ziemi ląduje niepełnosprawny Jake (Worthington), były marine i członek naukowej misji dowodzonej przez botaniczkę Grace (Weaver). Pandorę zamieszkują niezwykle wysocy i niebieskoskórzy Na’vi, żyjący w zgodzie z naturą i czczący duchy przodków. Niestety, planeta obfituje w cenny minerał.
By wejść w jego posiadanie, Ziemianie zamierzają się posłużyć podstępem, a potem zniszczyć bogatą kulturę Na’vi (język wzorowano na amharskim, a obrzędy zainspirowali Indianie Ameryki Północnej). Naukowcy i Jake nie chcą do tego dopuścić. Zacieśniając więc więzi z tubylcami, poruszają się po Pandorze jako avatary.