[b][link=http://www.rp.pl/galeria/9146,1,409889.html]Zobacz galerię zdjęć z filmu[/link][/b]
Gdy już wydawało się, że amerykański horror zamieni się całkowicie w remaki wschodnioazjatyckich filmów tego gatunku albo w stek zużytych klisz, otrzymujemy świeży produkt nieskrępowanej wyobraźni.
„Wrota do piekieł” z miejsca angażują widza dzięki głównej bohaterce. Zupełnie jak w klasycznym horrorze jest nią świeże, niewinne i słodkie dziewczę (które w okresie dorastania zdobyło mało zaszczytny tytuł wiejskiej Królowej Wieprzowiny). Christine (bardzo dobra Alison Lohman, oglądana m.in. w „Białym oleandrze” i „Gdzie leży prawda”) pracuje w banku w dziale kredytowym. Ma szanse na awans, ale skutecznie kopie pod nią dołki wredny kolega. Christine musi pokazać, że jest twarda i asertywna.
Dlatego gdy przychodzi do niej odrażająca pani Ganush, wiekowa Cyganka z gnijącymi zębami, okiem zasnutym bielmem i pożółkłymi szponami, prosząc o trzecie odroczenie spłaty pożyczki udzielonej pod zastaw domu, odmawia, choć z bólem serca. Kiedy kończy pracę, staruszka zaczaja się na nią w garażu i w kapitalnej sekwencji – przerażającej i zabawnej jednocześnie – atakuje, rzucając klątwę na guzik od jej płaszcza. W ten sposób oddaje Christine we władanie Lamii – cygańskiego demona występującego pod postacią kozy.
Dziewczyna ma przed sobą trzy dni życia. I zanim demon na wieczność zabierze ją do piekła, będzie dręczył jej umysł i ciało. Dziewczyna może jednak liczyć na pomoc narzeczonego – poukładanego i pochodzącego z bogatej rodziny Claya – oraz New Age’owego wróża hinduskiego pochodzenia. Akcja podąża więc tropem bohaterki usiłującej odwrócić przeznaczenie, zdobyć akceptację rodziców swojego chłopaka i awansować.