Temat Holokaustu stale w kinie powraca. Obrazów o przechowywaniu Żydów w czasie drugiej wojny światowej też powstało już bardzo dużo. A jednak "Joanna" Feliksa Falka nie jest powieleniem wytartych schematów. Ta ascetyczna, wyciszona opowieść wydaje się oryginalna i w swej wymowie bardzo współczesna.
[wyimek][link=http://www.rp.pl/galeria/9131,1,568323.html] Zobacz galerię zdjęć[/link][/wyimek]
Młoda kobieta, która od długiego czasu nie ma wieści od męża zaginionego na froncie, ukrywa w mieszkaniu małą Żydówkę. Jej matkę zgarnęli Niemcy, dziewczynka ukryła się w kościele. Joanna nie jest działaczką podziemia, przygarnia dziecko ze zwykłej, ludzkiej solidarności: nie zostawi przecież siedmiolatki na ulicy. Róża, dojrzała nad wiek, niejedno już pewnie w życiu przeszła. Tęskni za matką, ale przyjdzie moment, gdy zrozumie, że ona może nie wrócić. "Teraz mam tylko ciebie. Nie zostawisz mnie?" – mówi do Joanny.
Gdy młoda kobieta dowiaduje się o śmierci męża, dziewczynka staje się sensem jej życia. Dzieckiem, którego nie zdążyła mieć. Ale ktoś donosi, że ukrywa Żydówkę. Ratując Różę, Joanna oddaje się niemieckiemu oficerowi. Potem za konszachty z okupantem zostaje skazana przez podziemie – oszpecona, upokorzona, napiętnowana.
Wszystko już było? Nie. Bo w filmie Falka nic nie jest proste i jednoznaczne. Niemiecki oficer potrafi wyjść z roli okupanta#-nazisty i – na swój sposób zauroczony dziewczyną – zdobyć się na odruch współczucia. Ale ów gest to początek końca: na Joannie, oskarżonej o romans z okupantem, zostaje wykonany wyrok podziemia. Nikt nie chce poznać jej wersji. Na wojnie nie ma na to czasu. Pozory wygrywają z prawdą, a główna bohaterka nie jest siłaczką. Nie da sobie rady z życiem, ciężarem własnych doświadczeń, odrzuceniem przez najbliższych, z potwornym poczuciem bezradności i krzywdy. Nie potrafi walczyć z losem.