Najbardziej podniosłe momenty ofiarowania albo podniesienia odbierano niczym średniej jakości występ, jedynie imitację rytuału. Do fałszywej komunii podeszło dwoje ludzi, w kuluarach obstawiano, że ani chybi byli podstawieni.
Ożywienie wzbudziło zbieranie na tacę, jak oświadczył ksiądz Siwkiewicz datki miały zostać przeznaczone na ratowanie Powązek. Nikt nie intonował pieśni, chociaż wybrano te najbardziej znane. Nikt nie odpowiadał łże-kapłanowi, nikt nie udawał, że choć przez chwilę wierzy, że teatr stał się na te minuty świątynią. „Msza" miała być prowokacją, a okazała się jedynie słabym spektaklem, z obojętnością odbieranym przez widzów.