Filmów o porwanych czy zaginionych dzieciach powstało już wiele i wydawałoby się, że trudno dziś wymyślić coś nowego, czego wcześniej na ekranach nie było. A jednak twórcom „Labiryntu” ta sztuka się udała.
W ograne schematy wprowadzili z powodzeniem wiele nowych rozwiązań narracyjnych, tworząc fabułę pełną niedopowiedzeń i zaskakujących, ale uzasadnionych zwrotów. Tym bardziej warto podkreślić, że zarówno scenarzysta Aaron Guzikowski (wcześniej napisał tylko jeden scenariusz, do „Kontrabandy”), jak i kanadyjski reżyser Denis Villeneuve (jego „Pogorzelisko” było nominowane do Oscara i w 2010 r. wygrało Warszawski Festiwal Filmowy) „Labiryntem” zadebiutowali jako twórcy thrillera psychologicznego, gatunku trudnego, wymagającego nie tylko umiejętności sprawnego opowiadania sensacyjnej fabuły, ale także doskonałej znajomości psychologii, uwiarygodniającej działania bohaterów.
Prowincjonalne miasteczko w Pensylwanii. Przygotowania do uroczystego obiadu rodzin Doverów i Birchów z okazji Święta Dziękczynienia zostały gwałtownie przerwane, gdy stwierdzono zniknięcie ich córek: sześcioletniej Anny Dover i niewiele od niej starszej Elizy Birch. Przestraszeni rodzice zawiadamiają policję i sami wyruszają na poszukiwania. Pierwsze podejrzenia padają na Aleksa Jonesa (Paul Dano), zahamowanego w rozwoju młodego mężczyzny o mentalności dziesięciolatka. To do jego campera zaparkowanego w pobliżu domu Doverów zaglądały wcześniej zaginione dziewczynki.
Śledztwo prowadzi detektyw Loki (Jake Gyllenhaal), dotąd mogący się pochwalić stuprocentową skutecznością w sprawach, które prowadził. Aresztuje Aleksa, ale szybko musi go zwolnić z braku dowodów. Zrozpaczony ojciec Anny, Keller Dover (doskonały Hugh Jackman), zarzuca policji opieszałość, oskarża, że wypuścili jeśli nie bezpośrednio winnego, to na pewno zamieszanego w porwanie. Gdy jego protesty nie odnoszą skutku, sam bierze się za poszukiwanie dziewczynek.