"Mam talent" – polska wersja brytyjskiego formatu rozrywkowego „Got Talent" od 2008 r. doczekała się w TVN sześciu edycji. Dla tych, którzy nadal nie wiedzą, o co chodzi, dodam, że to program rozrywkowy, w którym celebryckie jury wyłania zwycięzcę spośród wyselekcjonowanych kandydatów. A są to ludzie o różnorakich umiejętnościach: piosenkarze, śpiewacy, tancerze, cyrkowcy, malarze, rzeźbiarze, kucharze, cukiernicy, floryści.
Rodzaju talentu regulamin nie ogranicza. Uczestniczący w programie liczą, że zwycięstwo lub choćby tylko sam udział odmieni ich losy, stanie się przepustką do kariery, sławy, pieniędzy... Życie szybko weryfikuje te plany i nawet o zwycięzcach dziś mało kto już pamięta.
O tym, że jednak nie zawsze musi być tak źle, opowiada brytyjsko-amerykańska komedia romantyczna „Masz talent" Davida Frankla („Diabeł ubiera się u Prady", „Dwoje do poprawki"). I nie jest to tylko „prawda ekranu" wymyślona przez scenarzystę Justina Zackhama. Bohaterem jest bowiem postać autentyczna – Paul Potts (w przekonującej interpretacji Jamesa Cordena), zwycięzca pierwszej edycji „Britain's Got Talent" w 2007 r. Temu 37-letniemu mężczyźnie sukces w programie całkowicie odmienił życie.
Skromny, nieefektowny sprzedawca telefonów z prowincjonalnego walijskiego miasteczka przemienił się w tenora, odnoszącego sukcesy na operowych scenach, nagrywającego rozchodzące się w ogromnych nakładach płyty.