Rz: Być artystą w Rosji to wyzwanie?
Andriej Zwiagincew: Na Zachodzie stale mnie o to dziennikarze pytają, zwłaszcza w kontekście wydarzeń związanych z Pussy Riot. Ale te dziewczyny nie były represjonowane za swoją działalność twórczą. To, co robiły, było czystą polityką. Nie widzę w ich działaniach sztuki. Natomiast jeśli chodzi o kino, nie znam przypadku artysty, któremu by zabroniono się wypowiedzieć. Jednym ?z filmów najostrzej krytykujących rosyjski system był „Ładunek 200" Aleksandra Bałabanowa. Nie miał szerokiej dystrybucji, ale też nie poszedł na półkę. Zobaczymy oczywiście, jakie będą losy „Lewiatana", ale proszę pamiętać, że ten film był współfinansowany przez Ministerstwo Kultury.
„Lewiatan" to pierwszy pana film, który tak otwarcie dotyka spraw nie obyczajowych czy nawet transformacji, lecz politycznych.
A wie pani, skąd się wziął pomysł? Kilka lat temu natknąłem się na historię Marvina Johna Heemeyera. To był amerykański przedsiębiorca, właściciel warsztatu samochodowego w miasteczku Granby w Kolorado. Władze postanowiły wywłaszczyć go z ziemi, na której budowano cementownię. Heemeyer nie chciał się zgodzić, tym bardziej że odcinało to dojazd do jego warsztatu. Kiedy wszystkie legalne środki protestu zawiodły, w czerwcu 2004 roku wsiadł do buldożera i wjechał w zabudowania cementowni. Potem jeszcze zniszczył kilka siedzib lokalnych władz. Pomyślałem: jak wyglądałby taki konflikt, gdyby zdarzył się w Rosji?
Prowincjonalna Rosja z „Lewiatana" wydaje się stuprocentowo prawdziwa ze swoją korupcją i mentalnością wyniesioną jeszcze z czasów komunizmu.