74-letni dziś brytyjski astrofizyk Stephen Hawking, któremu światową sławę i uznanie przyniosły badania nad czarnymi dziurami i grawitacją kwantową, od wczesnej młodości cierpi na stwardnienie zanikowe boczne. Szybko postępująca choroba spowodowała paraliż większości ciała i konieczność komunikowania się z otoczeniem za pomocą syntezatora mowy.
Mimo kalectwa chętnie występuje publicznie, zyskując nieomal status celebryty. Zagrał samego siebie w serialach „Star Trek" i „Teoria wielkiego podrywu", użyczał głosu postaciom z kreskówek, m.in. „Simpsonom". Dziesięć lat temu Philip Martin zrealizował dla telewizji BBC film fabularny „Hawking" o zmaganiach młodego uczonego ze świeżo zdiagnozowaną chorobą. Rolę tytułową zagrał szerzej jeszcze nieznany Benedict Cumberbatch. W 2008 r. pojawił się dwuodcinkowy dokument „Stephen Hawking. Master of Universe" z osobistym udziałem bohatera.
Kolejną szansą na przyjrzenie się zmaganiom Stephena Hawkinga z chorobą i jego badaniom teorii Wielkiego Wybuchu jest „Teoria wszystkiego" Jamesa Marsha (autora m.in. oscarowego dokumentu „Człowiek na linie" i politycznego thrillera „Kryptonim: Shadow Dancer"). Film, oparty na pamiętniku byłej żony uczonego Jane Hawking „Travelling to Infinity: My Life with Stephen", zdobył aż pięć oscarowych nominacji: dla najlepszego filmu, dla aktorki i aktora w głównych rolach, za scenariusz adaptowany i muzykę. Czy zasłużenie? W mojej opinii niekoniecznie. To tylko kolejna solidnie i profesjonalnie zrealizowana biografia wielkiego człowieka niewyróżniająca się niczym wyjątkowym. Po prostu porządna filmowa robota, której największym atutem są nieopatrzeni jeszcze aktorzy.
Film rozpoczyna dynamiczna scena szaleńczego wyścigu rowerowego pełnymi przechodniów uliczkami Oksfordu z udziałem 20-letniego Stephena i jego przyjaciela z uczelni. Nic nie zwiastuje nieszczęścia. Hawking jest dobrze zapowiadającym się ambitnym doktorantem, niestroniącym od imprez ani towarzystwa kobiet. Na jednej z nich poznaje studiującą romanistykę Jane Wilde. Zaprosi ją na tańce, choć za tym sposobem spędzania czasu nie przepada.
Gdy kamera pokaże plączące się nogi bohatera, nie jest to efekt jego mizernych tanecznych umiejętności. Straszna choroba objawi się za chwilę, a diagnoza nie pozostawi nadziei: dwa lata życia przy agresywnie postępującym paraliżu uniemożliwiającym także mówienie. Tylko mózg pozostanie nieuszkodzony, ale o tym nikt się nie dowie. Załamany Stephen odsuwa się od świata, nie chce widzieć nikogo, nawet Jane, którą pokochał. I wówczas objawia się siła i determinacja dziewczyny.