Reklama
Rozwiń
Reklama

"Niewinne": Kobiety mają w sobie siłę

Anne Fontaine, francuska reżyserka opowiada Barbarze Hollender, jak kręciła z polskimi aktorkami „Niewinne".

Aktualizacja: 08.03.2016 08:58 Publikacja: 07.03.2016 17:10

Foto: kino świat

Rzeczpospolita: Dlaczego wróciła pani do dramatycznej historii, która rozegrała się w polskim klasztorze w 1945 roku?

Anne Fontaine: W moje ręce trafił scenariusz oparty na pamiętnikach lekarki Madeleine Pauliac, która pod koniec wojny z francuskim Czerwonym Krzyżem znalazła się w Polsce. Opisała w nich tragedię w klasztorze, w którym Sowieci zgwałcili prawie 30 zakonnic. Połowę z nich potem zamordowali. Wśród tych, które uszły z życiem, kilka było w ciąży. Chciałam opowiedzieć o tej tragedii: o kobietach, o macierzyństwie, o dylematach wiary, o nadziei.

„Niewinne" nie są jednak paradokumentem.

Wyszliśmy z sytuacji prawdziwej, ale z tamtego czasu nie zachowało się wiele świadectw, a Pauliac obiecała siostrom, że nie wyjawi ich tajemnicy. Z Pascalem Bonitzerem włożyliśmy więc w scenariusz sporo inwencji. To trudny i delikatny problem. Zakonnice, które spodziewają się dzieci, kiedyś złożyły śluby czystości. Czują się zbrukane, ale każda reaguje inaczej. Jedna z nich nie pozwala się lekarce zbadać, inna mówi: „Teraz jestem matką".

Najtragiczniejsza jest postać przeoryszy starającej się chronić tę małą społeczność. Nawet za cenę zbrodni, którą bierze na swoje sumienie.

Reklama
Reklama

To bohaterka o skomplikowanej osobowości, stawiająca dobro Kościoła i idei wiary ponad pojedyncze ludzkie życie. Trzeba zresztą pamiętać, w jakim czasie toczy się akcja filmu. Jest rok 1945. W Polsce nowa władza nie uznaje Kościoła, czeka tylko na skandal, jaki wywołałaby informacja o ciężarnych zakonnicach. Przeorysza świadomie dopuszcza się czynów strasznych i mówi: „Pogrążyłam siebie, żeby ratować was". Nawet jeśli wierzy, że postąpiła słusznie, wie, że jest stracona.

Pani film opowiada także o przemocy. Ale gwałtu na ekranie nie widzimy.

To prawda, koszmar, który te kobiety przeżyły, wraca tylko w krótkim fleszu z przeszłości – zresztą rozmazanym. Chciałam wyjść z ciemności i szukać nadziei.

Mocno brzmią w „Niewinnych" pytania o wiarę.

Czy człowiek, który przeszedł przez piekło, może ją zachować? I czym ona jest? Niesie poczucie bezpieczeństwa, ale czy nie ogranicza wolności? Odpowiedzi muszą szukać sami widzowie. Mnie najbardziej interesuje konflikt moralny wywołany przez rzeczywistość, która brutalnie wdarła się do przybytku sióstr.

Zderza pani w „Niewinnych" świat zakonnic z mentalnością młodej francuskiej lekarki.

Reklama
Reklama

To zderzenie duchowości i racjonalizmu. Mathilde jest osobą niewierzącą, lekarką, ratując życie, ingeruje w ludzkie ciało. A naprzeciw niej są otulone w habity zakonnice, dla których ciało niemal nie istnieje. Ale są przecież kobietami. I noszą pod sercem nowe życie.

Jak przygotowywała się pani do nakręcenia „Niewinnych"?

Spędziłam tydzień we francuskim klasztorze Benedyktynek, żeby pobyć bliżej kobiet, które poświęciły życie Bogu. Poznać ciszę, w jakiej żyją, zrozumieć, jak funkcjonuje zamknięta, zakonna społeczność. Potem pojechałam do Polski. Musiałam się zorientować, czy będę mogła tam pracować: obejrzałam plenery, spotkałam się z polskimi aktorkami.

Agata Kulesza, Agata Buzek, Joanna Kulig, Anna Próchniak – niejeden nasz reżyser marzyłby o takiej obsadzie.

Agatę Kuleszę znałam z „Idy", gdzie była doskonała. Chciała w „Niewinnych" zagrać przeoryszę, ale miałam wrażenie, że jest zbyt młoda. Ona postanowiła mnie przekonać i przyszła na próbę w zakonnym welonie, z obolałą twarzą. Nie mogłam uwierzyć w to, co zobaczyłam. Bez makijażu i sztucznego dodawania lat wyglądała co najmniej 15 lat starzej. To jest właśnie wielkie aktorstwo. Agatę Buzek widziałam przedtem w teatrze i w amerykańskim filmie „Redemption". Spotkanie z nimi i z innymi polskimi aktorkami było bardzo inspirujące. Wszystkie były niesamowite. Ogromnie zaangażowane. Nie analizowały jedynie charakterów swoich bohaterek, chciały zrozumieć jak najwięcej z całej historii. W czasie zdjęć, przez dziewięć tygodni, mieszkałyśmy w hotelu w małym mieście Orneta i codzienne wieczorem rozmawiałyśmy. A ja myślałam: „Mam szczęście, że trafiłam na takie artystki".

Czy polskie aktorki pracują inaczej niż zachodnie?

Reklama
Reklama

Są lepiej przygotowane. Przypominają w tym niektóre gwiazdy amerykańskie, takie jak Naomi Watts, z którą spotkałam się przy „Idealnych matkach". Dawały z siebie bardzo dużo, a jednocześnie miały solidarność zawodową. Nie konkurowały ze sobą. Grały zespołowo, myśląc o filmie, a nie o własnych ambicjach.

Jak reżyserowała pani sceny, w których aktorki mówiły w obcym języku?

Na początku nie było łatwo. Ale miałam do nich zaufanie. A potem przestało mi to przeszkadzać. Nawet nie rozumiejąc polskich słów, wiedziałam, czy jest dobrze, bo emocje nie mają nic wspólnego z językiem.

„Coco Chanel", „Idealne matki", „Gemma Bovery", teraz „Niewinne". Bohaterkami wszystkich tych filmów są kobiety.

Kobiety mają w sobie siłę i inaczej niż mężczyźni odbierają świat. Ale określenia „kino kobiece" nie lubię. Potrafimy robić mocne, niesentymentalne, „męskie", złożone filmy. Dobrze też, że coraz więcej jest reżyserek. Nie wiem, czy w „Niewinnych" mężczyzna potrafiłby zrozumieć stosunek zakonnic do swojego ciała – to pomieszanie bólu, przeświadczenia o zbrukaniu, a jednocześnie rodzących się w nich uczuć macierzyńskich.

Reklama
Reklama

Pani następny film znów będzie o kobietach?

Zaskoczę panią. Bohaterem będzie facet.

Anne Fontaine, reżyserka, scenarzystka

Ur. w 1959 r. w Luksemburgu. Dzieciństwo spędziła w Lizbonie, gdzie jej ojciec był profesorem muzyki. Studiowała filozofię i taniec w Paryżu, karierę zaczynała jako aktorka. Jako reżyserka zadebiutowała w 1993 r. filmem „Romanse zwykle źle się kończą". W 1997 r. na festiwalu w Wenecji zdobyła nagrodę za scenariusz do „Nettoyage a sec". Najważniejsze jej filmy to: „W jego rękach", „Dziewczyna z Monako", „Coco Chanel", „Idealne matki", „Gemma Bovary".

Sylwetka

 

Recenzja

Ten film robi wrażenie. Tym większe, że Anne Fontaine sięgnęła po mało znany epizod historii. W 1945 roku Armia Czerwona zostawiała za sobą na ziemiach polskich tabuny gwałconych kobiet. „Niewinne” to opowieść o klasztorze, w którym siedem zakonnic po brutalnym gwałcie zaszło w ciąże. Dziecko z gwałtu jest szokiem dla  kobiety. A dla zakonnicy, która ślubowała czystość? Tajemnicę sióstr poznaje młoda francuska lekarka z Czerwonego Krzyża, poproszona o pomoc przez mistrzynię zakonu. Mathilde jest świadkiem wewnętrznej walki kobiet, budzenia się w nich uczuć macierzyńskich. Ale władza komunistyczna walczy z Kościołem. Kiedy urodzą się dzieci, przeorysza zrobi wszystko, by nie narazić na szwank opinii klasztora. Dokąd będzie niemowlaki zabierać?

W „Niewinnych” są najtrudniejsze pytania: o wartość wiary, prawo do wolności, siłę macierzyństwa. Jest tu refleksja nad duchowością i racjonalizmem, nad moralnością, tragizmem historii. Jest cisza, która krzyczy. A w świetnie wyreżyserowanym filmie znakomite kreacje tworzą polskie aktorki, przede wszystkim Agata Buzek i jak zawsze genialna Agata Kulesza. Wyróżnia się też w bardzo dramatycznej roli Anna Próchniak.

Film
Nie żyje Brigitte Bardot, gwiazda filmu i symbol wyzwolenia kobiet
Film
Kino i pieniądze. „Avatar: Ogień i popiół” hitem grudnia
Film
Kino 2025: Wielki film Smarzowskiego „Dom dobry" skandalicznie pominięty w Gdyni
Film
Jan Englert: Przepisywanie życiorysu
Film
Oscary 2026: Krótkie listy ogłoszone. Nie ma „Franza Kafki”
Materiał Promocyjny
W kierunku zrównoważonej przyszłości – konkretne działania
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama