Widzieliśmy się ostatni raz w Gdyni. Andrzej Wajda był w znakomitej formie. Planował kolejny film. Wierzył, że praca przedłuża życie. Był jednym z naszych największych artystów narodowych. Jednym z najbardziej znanych na całym świecie. Zostawił imponujący dorobek. Około pięćdziesięciu filmów. Wiele arcydzieł. Polska to był jego najważniejszy temat, największa zadra w sercu. Nawet robiąc we Francji „Dantona”, myślał o własnym kraju. Zostawił nam „Powidoki”, bardzo ważne dzieło, które będzie reprezentować naszą kinematografię w rywalizacji Oscarowej.

Dla nas, środowiska filmowego, był opoką. Wszystko się wokół niego kręciło. Wielką wartością była dla niego nasza solidarność. Mówił o niej nawet w swoim ostatnim publicznym przemówieniu: „Razem jesteśmy silniejsi i mądrzejsi”. Wspierał Stowarzyszenie Filmowców swoim autorytetem, zawsze był blisko, zawsze interesowały go wszystkie nasze sprawy.

Przy całej swojej wielkości był człowiekiem bardzo ciepłym, z nietuzinkowym poczuciem humoru. Tyle mam w pamięci wspomnień... Nawet takich bardzo zwyczajnych. Kiedyś Andrzej, szukając mnie, zadzwonił do mojej mamy. Powiedziała mu: „Jest pan takim autorytetem, niech pan mu powie, żeby nosił szalik”. Odtąd zimą mi o tym szaliku przypominał.

Ale najważniejsze było to, że przez wszystkie te lata szliśmy razem. Dzisiejsza młoda generacja nie ma potrzeby wspólnego działania, jest nastawiona do życia znaczniej bardziej egoistycznie. My wynieśliśmy naszą jedność z czasów PRL-u, gdy razem próbowaliśmy stawić czoła cenzurze i  razem walczyliśmy o nasze filmy. Dziś też jest wiele spraw, które trzeba załatwić. Bez Andrzeja  będzie znacznie trudniej.