Reklama

"Elle": Gra z gwałcicielem

Isabelle Huppert kocha ryzyko, czego dowodem odważna kreacja w „Elle".

Aktualizacja: 29.01.2017 21:51 Publikacja: 29.01.2017 17:09

Za rolę w „Elle” Isabelle Huppert otrzymała pierwszą nominację do Oscara. Film już w kinach.

Za rolę w „Elle” Isabelle Huppert otrzymała pierwszą nominację do Oscara. Film już w kinach.

Foto: UIP

Michele zostaje zaatakowana we własnym domu. Walczy z napastnikiem, dopóki może, potem mu się poddaje. Kot o zielonych oczach obserwuje gwałt, wydaje się tą sceną lekko znudzony. A kobieta? Gdy zamaskowany gwałciciel wstaje i ulatnia się, Michele zaczyna sprzątać. Wyrzuca do śmieci sukienkę, w której była, zmywa z siebie brud tego, co się przed chwilą stało. Ale nie wzywa policji. Zamawia przez telefon jedzenie.

Reklama
Reklama

Rzadko na ekranie zdarzają się takie bohaterki. Silne, bezwzględne, jakby pozbawione uczuć. Paul Verhoeven znalazł Michele – bohaterkę „Elle" – w książce Philippe'a Dijana. To profesjonalistka, zamożna szefowa firmy zajmującej się grami wideo.

Jej życie też przypomina taką grę. Ma za sobą niełatwą przeszłość. Jest córką mordercy. Człowieka, który zabił 17 dzieci. Może dlatego nie pozwala sobie na sentymentalizm? Jakakolwiek refleksja, jakiekolwiek wspomnienia by ją zabiły.

 

Reklama
Reklama

Michele jest agresywna i twarda. Nie ma zamiaru zaprzyjaźniać się z dziewczyną swojego syna, z dystansem patrzy na matkę. Pęknie tylko raz – w szpitalu, widząc, że matka umiera.

Paul Verhoeven zrobił film idący pod prąd wszelkim kryminałom. Michele nie jest bowiem ofiarą. Woli sama pociągać za sznurki. Nie chodzi też tutaj o ustalenie, kto jest gwałcicielem. Kobieta go zna i prowadzi z nim grę.

Zaadoptowany przez Amerykę holenderski reżyser lubi łamać konwencje i schematy. W „Elle" stworzył obraz niepokojący. Dotknął najbardziej intymnej sfery życia: seksu, pożądania. Zawsze go to zresztą interesowało. W „Nagim instynkcie" perwersyjnym seksem emanowała Sharon Stone. Była gotowa w czasie aktu miłosnego zabić.

Bohaterką „Elle" jest kobieta zupełnie inna – niepiękna, starzejąca się, ale też mająca swoje tęsknoty. Gwałt może ją podniecać, spełniać? Brzmi to jak bluźnierstwo. I nie wyobrażam sobie aktorki, która by tę rolę uwiarygodniła. Poza właśnie Isabelle Huppert. U Paula Verhoevena tworzy rolę jeszcze bardziej odważną i niekonwencjonalną niż w „Pianistce" Michaela Hanekego.

Isabelle Huppert nie należy jednak do tych, którzy chcieli grać od dziecka.

– Byłam dziewczynką bladą, nieśmiałą, nieekspansywną – powiedziała mi kiedyś. – Ale matka wychowywała mnie i moje rodzeństwo w tak przepojoną sztuką atmosferze, że troje z nas trafiło do kina. Mnie zapisała na zajęcia dla dzieci w Conservatoire de Versaille. Spodobało mi się. Po maturze zdałam do Conservatoire d'Art Dramatique w Paryżu. I tak się potoczyło. Na początku człowiek uczy się, potem myśli głównie o tym, jak się ze sztuki utrzymać, dopiero gdy trochę okrzepnie, zaczyna się zawodem rozkoszować. A pasja polega na tym, że przez cały czas nie mówi się: „Chcę być aktorką", tylko: „Nie chcę w życiu robić nic innego".

Reklama
Reklama

Zwróciła na siebie uwagę już na początku lat 70., w „Cezarze i Rozalii" Claude'a Sauteta, ale naprawdę jej kariera zaczęła się dzięki „Koronczarce" Claude'a Goretty. Była tam bardzo dziewczęca – wzruszająca, uczciwa, krucha.

– Grając tę rolę, nie miałam jeszcze 25 lat, i to było błogosławieństwo – przyznaje. – Zwykle od młodych aktorek wymaga się bardzo zewnętrznego grania. Liczy się figura, ładna buzia, seks i ekspresja. Dzięki Goretcie miałam szansę zakosztować aktorstwa skupionego, przyciszonego, wewnętrznego. Takiego, które zawsze starałam się uczynić swoją wizytówką.

Potem jej kariera wybuchła. Stworzyła dziesiątki kreacji u najwybitniejszych twórców: Chabrola, Taverniera, Jacquota, Godarda, Ozona, u Hala Hartleya i Josepha Loseya. Zagrała też w „Biesach" Wajdy i w filmach Michaela Hanekego – „Pianistce", „Miłości", a także w spektaklu Krzysztofa Warlikowskiego „Tramwaj".

Przez te wszystkie lata jej aktorstwo stawało się coraz bardziej wyrafinowane i odważne. Ostatnio w „Co przyniesie przyszłość" Mii Hansen-Love wcieliła się w starzejącą się kobietę, która nagle, opuszczona przez męża, musi przewartościować życie i zbudować je od nowa.

63-letnia Isabelle Huppert nie boi się pokazać na ekranie zmarszczek, eksperymentuje też z własną psychiką. Ale gdy ktoś mówi o jej skłonności do ryzyka, protestuje: – Sztuka zmusza do odchodzenia od bezpiecznej przeciętności. Myślę, że ryzykowne jest raczej niepodejmowanie ryzyka. Wtedy się więdnie i głupieje.

Rola w „Elle", niesztampowa i odważna, przyniosła jej liczne nagrody na festiwalach i Złoty Glob. A kilka dni temu otrzymała za nią pierwszą nominację do Oscara.

Film
Oscary 2026: Krótkie listy ogłoszone. Nie ma „Franza Kafki”
Film
USA: Aktor i reżyser Rob Reiner zamordowany we własnym domu
Film
Nie żyje Peter Greene, Zed z „Pulp Fiction”
Film
Jak zagra Trump w sprawie przejęcia Warner Bros. Discovery przez Netflix?
Film
„Jedna bitwa po drugiej” z 9 nominacjami Złotych Globów. W grze Stone i Roberts
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama