[b]Czytaj też: [link=http://www.rp.pl/artykul/9131,412526_Z_piersi_zgwalconych_matek.html]Z piersi zgwałconych matek[/link][/b]
Żyje przyklejona do indiańskiej matki. Jej śmierć jest dla Fausty katastrofą, oznacza bowiem konieczność wyjścia do ludzi i zaplanowania swojego życia. Niewykształcona, nie może liczyć na wiele. Kontynuuje więc zajmowanie się z wujkiem weselnym cateringiem i rozpoczyna służbę u zamożnej pianistki.
Fausta jest owocem gwałtu. Lata 80. były w Peru okresem krwawych potyczek między siłami rządowymi a komunistyczną partyzantką Sendero Luminoso. Według powszechnej wśród Indian opinii karmiące zgwałcone matki przekazują swoim córkom chorobę zwaną potocznie mlekiem smutku.
Tak rodzina tłumaczy sobie stan Fausty. Ona sama zabezpiecza się przed ewentualnym gwałtem ziemniaczaną bulwą, którą hoduje w pochwie, co jakiś czas obcinając rosnące pędy. Oczywiście ten wątek ma w filmie wymiar realizmu magicznego, który reżyserka – znana u nas z debiutanckiej znakomitej „Madeinusy” – zastosowała bardzo konsekwentnie.
Równoważy go ogólny ton opowieści – mocno realistyczny, ze świetnymi obrazami współczesnej Limy, pełnymi barwnych szczegółów związanych z codzienną egzystencją jej ubogich mieszkańców. Ci – głównie Indianie – są dla bogatych Peruwiańczyków, potomków hiszpańskich konkwistadorów i kolonizatorów, źródłem taniej siły roboczej. Ale chlebodawczyni Fausty wykorzystuje ją jeszcze na inny sposób. Dziewczyna ma niezwykły talent muzyczny. Jej pani, cierpiąca na brak weny, a mająca w planie swój wielki doroczny recital, nakłania Faustę do współpracy, mamiąc ją obietnicami, których nie ma zamiaru spełnić.