Zabiłem człowieka

Od piątku na ekranach kin "Liban" Samuela Maoza, zdobywcy Złotego Lwa na ostatnim festiwalu w Wenecji

Publikacja: 03.03.2010 19:39

"Liban" Samuela Maoza

"Liban" Samuela Maoza

Foto: materiały prasowe

[b]Rz: "6 czerwca 1982 roku, o godzinie 6.15, rano zabiłem człowieka. Miałem wtedy 20 lat". To pana słowa. Podczas festiwalu w Wenecji wywołały szok. Zrozumieliśmy, że "Liban" nie jest wymyśloną historią, że to pana życie. [/b]

[wyimek][link=http://www.rp.pl/artykul/9131,442011_Tragiczny_swiat_pelen_smierci.html] Tragiczny świat pełen śmierci - zobacz na tv.rp.pl[/link][/wyimek]

[b]Samuel Maoz:[/b] Kiedy wybuchła wojna libańska, zaczynałem wchodzić w dorosłość. Jak każdy Izraelczyk, musiałem odbyć służbę wojskową. I nagle znalazłem się w piekle. To był straszny czas w moim życiu. Siedziałem w czołgu i czułem, że będę mordercą – niezależnie od tego, czy nacisnę spust, czy nie. Albo zabiję człowieka, albo pozwolę, by został zabity mój kolega, przyjaciel. Bo wróg strzeli pierwszy. Wróciłem z tej wojny zdruzgotany. Matka rzuciła mi się na szyję, płakała ze szczęścia, że żyję. Nie wiedziała, że tak naprawdę byłem martwy. Przez lata nie mogłem uciec od poczucia winy.

[b]Ari Folman mówi, że musiał nakręcić "Walc z baszirem", żeby rozliczyć się z własną przeszłością i zacząć żyć od nowa. "Liban" jest dla pana rodzajem katharsis? [/b]

Nie wiem, czy kiedykolwiek można wyleczyć się z poczucia winy. Zrobiłem "Liban" i nie nie czuję się oczyszczony. Moja pierwsza myśl rano i ostatnia przed zaśnięciem to wspomnienie tamtego koszmaru.

[b]Dlaczego więc po ponad ćwierć wieku wracacie do tamtej wojny? [/b]

Druga wojna libańska stała się traumą naszego życia. Nasi rodzice przyjechali do Izraela z Europy, często przeszli przez getta II wojny światowej i obozy koncentracyjne. Jeden z moich szkolnych nauczycieli miał na ramieniu numer z Auschwitz i stale powtarzał, że musimy walczyć za Izrael, bo to nasze największe dobro. Ale my byliśmy normalnymi chłopakami, którzy się bawili i oglądali za dziewczynami. Patrzyliśmy na to starsze pokolenie i myśleliśmy: "Po co wracać do wspomnień z obozów koncentracyjnych? Macie dwie nogi, dwie ręce, nie jesteście okaleczeni, poparzeni. Cieszcie się życiem". To prawda, sami musieliśmy odbywać obowiązkową służbę wojskową, ale traktowaliśmy ją jak kolejny – po szkole czy liceum – zwyczajny etap dochodzenia do dorosłości. A potem wszystko się zmieniło. Przyszła wojna libańska i nikt nas nie pytał, czy chcemy na nią iść. Był rozkaz i już. Zrozumieliśmy, czym jest koszmar, który zostaje w pamięci. Gorzej, nasi rodzice mieli prawo wspominać. Nam powtarzano, żeby nie mówić o tym, co przeżyliśmy. Niektórzy wypchnęli wojnę ze świadomości jak Folman, inni tłamsili ją w sobie. Jakoś nauczyliśmy się żyć z własną pamięcią. Po latach zorientowaliśmy się jednak, że nic się nie zmienia: nasze dzieci znów idą na front i będą kiedyś borykać się z tym samym piekącym bólem w środku. Dlatego robimy te filmy. Dla nich. Żeby przełamać milczenie.

[b]Pana film jest świetnie przyjmowany na całym świecie. Jak odbierany jest w Izraelu? [/b]

Nie oczekiwałem entuzjazmu. I rzeczywiście, spotkałem się z różnymi reakcjami. Ale ważne jest co innego: po jednym z pokazów testowych wstała kobieta i powiedziała, że pierwszy raz zaczęła się zastanawiać nad ceną wojny. Rozgorzała dyskusja. A mnie o to właśnie chodziło. Chciałem obalić tabu, sprawić, by ludzie zaczęli myśleć. Skłamałbym jednak, gdybym powiedział, że w Izraelu "Liban" nie wzbudza kontrowersji. Są nawet widzowie, którzy uważają, że żołnierz nie może płakać.

[b]Dla mnie największą siłą filmu jest właśnie ten płacz. Zbliżenie na oczy młodego żołnierza, który ma pierwszy raz strzelić do człowieka. To pewnie był trudny film także dla aktorów. [/b]

Tak, bo oni nie wiedzieli, czym jest wojna. Karmieni byli oficjalną propagandą. Tymczasem opowieści o wojennej moralności czy bohaterstwie wydają mi się żenująco śmieszne. Na wojnie bardzo szybko rodzi się w człowieku instynkt samozachowawczy. Przestajesz walczyć za ojczyznę, honor, przyjaciół, a zaczynasz walczyć o własne życie. Nie ma czasu na rozważanie za i przeciw. Dowódcy mówili nam, że na połowie balkonów siedzą rodziny z dziećmi, a na drugiej – żołnierze z karabinami. Kula może trafić zarówno w jeden balkon, jak i w drugi. Ale jak zaczniesz sprawdzać, kto jest gdzie, zginiesz. Jak miałem to wytłumaczyć aktorom? Musiałem w nich obudzić najbardziej pierwotne odczucia. Zamknąłem ich na kilka godzin w ciemnym, ciasnym kontenerze, żeby zrozumieli czym jest klaustrofobia. Po kilku godzinach zaczęliśmy w to blaszane pudło walić kijami. Wyszli z paniką w oczach. Chłopaka, który miał zagrać mnie, przez miesiąc wysyłałem, by spędzał wieczory z rodzinami, które straciły na wojnie synów. I powtarzałem mu: pamiętaj, że ofiary patrzą ci prosto w oczy. Chciałem w "Libanie" odrzeć wojnę z heroicznych póz, pokazać ją nagą.

[b]Ile znaczył dla pana Złoty Lew wenecki? [/b]

To nagroda, o jakiej nawet nie śmiałem marzyć. Dzięki niej "Liban" został sprzedany do wielu krajów świata. Bez tego sukcesu nie byłoby to możliwe.

[b]Pana następny film też będzie o wojnie? [/b]

Mam jeszcze wiele do powiedzenia na temat naszej historii, ale najpierw muszę odetchnąć.

[i]rozmawiała Barbara Hollender[/i]

[ramka]

[b]Recenzja[/b]

[b] Po "Walcu z baszirem" Ari Folmana i "Beaufort" Josepha Ceylana "Liban" jest kolejnym izraelskim filmem, którego reżyser rozlicza się z wojną libańską. I z własną przeszłością. [/b]

Akcja "Libanu" toczy się we wnętrzu czołgu uwięzionego w przygranicznym miasteczku. Patrzymy na wojnę oczami czterech młodych żołnierzy. Przez wizjer lufy widzimy potworne obrazy. Śmierć, rozpacz, ból. Zamknięty w czołgu chłopak musi pierwszy raz strzelić do człowieka.

Kamera z gęstej, dusznej ciemności wydobywa jego drżące ręce, oczy pełne strachu. Bo wojna w izraelskich filmach ma wymiar osobisty. Jest traumą, która zostaje w człowieku na zawsze. Nie sposób się od niej uwolnić. "Liban" – ze świetnymi zdjęciami Giory Bajacha – trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej sceny. Nie potrzeba wielkiego budżetu, gwiazd i efektów specjalnych, żeby zrobić wstrząsający film o wojnie. [/ramka]

[ramka] [b]Samuel Maoz Subheadline: reżyser[/b]

Urodził się w 1960 r. w Tel Awiwie. Studiował w Academy of Art Beit Tzvi na Wydziale Operatorskim. Realizował programy telewizyjne, pracował w teatrze. Jako reżyser debiutował w 2000 roku dokumentem "Total Eclipse". "Liban" jest jego pierwszą fabułą.[/ramka]

[b]Rz: "6 czerwca 1982 roku, o godzinie 6.15, rano zabiłem człowieka. Miałem wtedy 20 lat". To pana słowa. Podczas festiwalu w Wenecji wywołały szok. Zrozumieliśmy, że "Liban" nie jest wymyśloną historią, że to pana życie. [/b]

[wyimek][link=http://www.rp.pl/artykul/9131,442011_Tragiczny_swiat_pelen_smierci.html] Tragiczny świat pełen śmierci - zobacz na tv.rp.pl[/link][/wyimek]

Pozostało 94% artykułu
Film
„28 lat później”. Powrót do pogrążonej w morderczej pandemii Wielkiej Brytanii
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Rekomendacje filmowe: Wchodzenie w życie nigdy nie jest łatwe
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu