„Fanaa”, do którego zdjęcia powstały dwa lata temu w Nowym Targu i Zakopanem, jest w Bollywood wyjątkiem. Dynamiczna fabuła trzyma w napięciu, nie ma tu kiczu ani szczęśliwego zakończenia, a w rolach głównych oglądamy dwójkę najlepszych aktorów – Kajol i Aamira Khana. Kajol polscy widzowie poznali w „Czasem słońce, czasem deszcz”. „Fanaa” w reżyserii Kunala Kohli jest najlepszym bollywoodzkim filmem, który trafia na nasze ekrany od czasów tamtej premiery. Jest nowoczesny, chwilami zaskakujący, a w warstwie społecznej – postępowy.
Opłacało się indyjskiej ekipie marznąć na polskim mrozie – tak dobre scenariusze realizuje się w Bollywood rzadko. „Fanaa” jest, rzecz jasna, historią miłosną, ale też wciągającym kryminałem i lekcją współczesnego patriotyzmu.
Niewidoma Zooni, piękna Kaszmirka, zakochuje się w Rehanie, elokwentnym przewodniku, który oprowadza ją po Delhi. Indyjska stolica portretowana jest w kinie rzadko, ma opinię brzydkiej i męczącej. Tymczasem reżyser chce wydobywać piękno Indii.
Część akcji rozgrywa się w Kaszmirze, ale tam, ze względów bezpieczeństwa, Kohli kręcić nie mógł. Dlatego przywiózł swą ekipę w polskie Tatry. Twórca porwał się na tematy podejmowane przez komercyjne Bollywood niechętnie: politykę i terroryzm. Czarujący Rehan okazuje się kaszmirskim separatystą, pozoruje swą śmierć w zamachu bombowym. A w planach ma jeszcze nuklearną katastrofę.
Po latach zjawi się znów w życiu Zooni mieszkającej w pięknym górskim domu, w którym każdy Polak łatwo rozpozna zakopiański styl architektoniczny. Dumnie prezentują się przykryte czapą śniegu świerki i typowa polska miotła w rękach pokaźnych rozmiarów bałwana. Nie przypuszczałam, że plenerowe walory Tatr docenię dopiero w indyjskim filmie.