Z pokazywanych u nas obrazów wynika, że na Bałkanach obowiązuje przewrotna prawidłowość – im mniejsza i uboższa kinematografia, tym lepsze rodzi kino. W Bośni roczny budżet filmowy nie wystarczyłby nawet na jeden długi metraż. Brakuje wszystkiego: kamer, operatorów, montażystów.
[srodtytul] Nadzieja w Bośni [/srodtytul]
Aida Begic, pochodząca z Sarajewa reżyser mówiła, że jej „Śnieg” jest jedynym ukończonym w tym roku filmem. Choć opowiedziała w nim powojenną historię wschodniej Bośni jako kraju bez mężczyzn, bo tych zabili Serbowie - łatwiej było jej znaleźć dystrybutora w Serbii, niż w ojczyźnie. Finansową pomoc dostała w Niemczech, Francji, nawet w Iranie. I nakręciła wspaniały film.
Pokazała odciętą od świata wieś, w której zostało kilka kobiet, starzec oraz chłopiec, uratowany dzięki długim włosom – Serbowie wzięli go za dziewczynkę. To metafora życia po Srebrenicy. Rzeczywistość muzułmanek, dla których mężczyźni byli panami świata: podejmowali decyzje, rządzili. Osierocone bohaterki Begic musiały nagle dojrzeć, zacząć zarabiać i przegnać ze wsi zachodnich developerów, którym zamarzyły się kurorty na ich ziemi. Tej samej, w której leżą ojcowie, mężowie i dzieci. Reżyser uszyła film jak patchwork, z obrazów codzienności: wiązania chust, szydełkowania, parzenia kawy, modlitw, smażenia powideł. Z pięknych i – wydawałoby się - przyziemnych kadrów złożyła świat silnych przeżyć i wielkiej determinacji, by poznać prawdę. Jedna z bohaterek przez cały film tka chodnik ze skrawków podkradanych sąsiadkom. Rozwinie go później jako pomost do groty, w której kobiety odnajdą ciała pomordowanych.
Begic stać na optymizm: wierzy, że na prawdzie, nawet najstraszliwszej, można budować nowe. I jej Bośniaczki są tego bliżej, niż bohaterowie innych bałkańskich filmów.