Zosia (Ilona Ostrowska) ma piękny dom, kochającego ją drugiego męża Kubę (Filip Marczewski) i wspaniałą córeczkę z pierwszego małżeństwa, 12-letnią Florentynkę. Mimo to Zosię uwiera poczucie straconego czasu. W sylwestrową noc 1999 roku, gdy obchodzi 40. urodziny, uświadamia sobie, że mogła wcześniej rzucić zdradzającego ją notorycznie Darka (Robert Więckiewicz) i szybciej odnaleźć wymarzonego mężczyznę – Kubę.
[link=http://www.rp.pl/galeria/9146,1,236881.html" target="_blank]Zobacz galerię zdjęć[/link]
Zasypia z tym przeświadczeniem. A rano budzi się w... 1987 roku. Obok śpi Darek. Zosia dostaje od losu szansę, by jeszcze raz ułożyć sobie życie. Musi „tylko” uporać się z rzeczywistością PRL. I odnaleźć Kubę, który nie ma jeszcze pojęcia o jej istnieniu...
Juliusz Machulski mógł rozwinąć tę fabułę na kilka sposobów, np. wybrać opowieść o naprawianiu własnych błędów z przeszłości z polityką w tle lub postawić na ostrą satyrę, podkreślającą absurdy realnego socjalizmu. Z rozmysłem z obu tych tropów zrezygnował. Chciał pokazać życie w PRL przez pryzmat codzienności, trosk zwykłych ludzi.
Dlatego też humor filmu – polegający na zderzeniu współczesnej mentalności Zosi z peerelowską obyczajowością – jest subtelny, bez przerysowań. Widać, że reżyserowi zależało na maksymalnie realistycznym odtworzeniu minionej epoki. I to się w „Ile waży koń trojański?” znakomicie udało – od kostiumów, przez scenografię, aż po drobne detale. Śmiech budzą najprostsze sytuacje: próby zameldowania się w hotelu lub zachwyt nad aromatem enerdowskiej kawy z puszki.