"Buntownik, miliarder, playboy, bohater, ścigany przez mafię na pięciu kontynentach" – reklama tego obrazu brzmi jak zapowiedź nowego odcinka filmu o Bondzie. Nie całkiem słusznie.
Twórca postaci Wincha – Jean Van Hamme – jest dziennikarzem, pisarzem i dramaturgiem. W roli autora komiksów zadebiutował w 1968 roku, gdy razem z Paulem Cuvelierem wydał "Epoxy". Polscy czytelnicy znają go m.in. jako autora "Thorgala" i "Szninkiela", współtworzonych z polskim grafikiem Grzegorzem Rosińskim.
Largo Winch narodził się w sensacyjnej powieści Van Hamme'a w połowie lat 70., kilkanaście lat później trafił na karty komiksu rysowanego przez Philippe'a Francqa. Z zeszytów, które zyskały ogromną popularność i wydane zostały w wielu krajach, Largo przeskoczył do serialu telewizyjnego, a w ostatnim roku – do filmu fabularnego.
– Po premierze "Indiany Jonesa" George Lucas stwierdził w jednym z wywiadów: "Każdy fan ma własne wyobrażenie o naszym bohaterze. Dlatego nie mogliśmy schlebiać niczyim gustom, lecz postanowiliśmy pozostać wierni własnej wyobraźni" – powiedział mi w rozmowie Jerome Salle, reżyser filmu "Largo Winch". – Taką samą zasadą kierowałem się, przygotowując swój film.
Pisząc scenariusz z Julienem Rappeneau, Salle uprzedził Van Hamme'a i rysownika Philippe'a Francqa, że kino wymaga nieco innych rozwiązań niż komiks.