Do swojej szkoły chodzili w szabas

W niezwykłym dokumencie „Perecowicze” wspominają najlepszą żydowską placówkę oświatową w powojennej Polsce

Publikacja: 04.09.2009 23:53

Żyją w Izraelu, Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Anglii, Szwecji, Danii, Belgii. Nieliczni zostali w Polsce. To uczniowie zlikwidowanej w 1969 roku łódzkiej szkoły imienia Icchoka Lejba Pereca.

„Kochałam swoją szkołę”, „To była moja miłość, mój dom, moje życie”, „To była moja rodzina”... Całe dnie spędzali w budynku przy Kilińskiego 49, potem na Więckowskiego 13, gdzie już była sala gimnastyczna i świetlica. A i tam, i tu obowiązkowe drugie śniadanie. Ważne, bo do Pereca nie chodziły dzieci z zamożnych rodzin, „dzieci inteligenckie, z rodzin lekarzy uczyły się w szkołach polskich”.

„Szkoła chroniła nas przed światem zewnętrznym” – czasem nieprzyjaznym, niekiedy wrogim. Na początku wolną od zajęć mieli sobotę. Gdy w niedzielę rano wsiadali do tramwaju z tornistrami na plecach, od komentarzy aż huczało. Rodzice poprosili więc, żeby lekcje odbywały się tak jak w innych szkołach, dla bezpieczeństwa dzieci.

[wyimek]Ten jeden film mówi więcej o Marcu ’68 niż wszystkie inne zrealizowane wcześniej[/wyimek]

Dorastali wraz ze szkołą, w latach 60. było to już 27. Liceum Ogólnokształcące im. Pereca. Tak głosił napis na tarczach szkolnych, noszonych „na gumkę”, by w każdej chwili można było je zdjąć.

Wstrząs przyszedł w 1967 roku, gdy towarzysz Wiesław odkrył w Polsce piątą, żydowską kolumnę. „Nie rozumiałam, co to znaczy być Żydem, pytałam, czy Żydem jest nasz kot”, „Nie chciałem wtedy być Żydem w Polsce”, „Bardzo nie chciałam wyjeżdżać, tu był mój kraj, a nas wyrwano z korzeniami”, „To wielka różnica wyjechać z wyboru czy być wyjechanym”.

Zaczęło brakować uczniów i w końcu dyrektor Jakub Blumendfeld tak jak stworzył szkołę, tak musiał ją zamknąć.

Perecowicze rozpierzchli się po świecie, ale to tylko zacieśniło ich związki, korespondują ze sobą, spotykają się. A teraz przyjeżdżają do Łodzi, także po to, by odwiedzić tych nauczycieli, którzy tu zostali: panią Kwiatkowską, która nauczyła ich polskiej poezji i wpoiła romantyzm, panią Wandę Minich od fizyki, w której kochali się chłopcy, pana Wasiołka (zmarł w zeszłym roku) od prac ręcznych, prawdziwego artystę. Mówią: „Tej szkole zawdzięczamy, że wyrośliśmy na porządnych ludzi”.

Twórca filmu „Perecowicze” Sławomir Grünberg wykonał wielką pracę, przeprowadził setki rozmów, docierając nie tylko do tych, którzy odwiedzają Łódź, ale także i do tych, którym z uczuć do Starego Świata pozostał jedynie gniew.

– Ten jeden film mówi o Marcu więcej niż wszystkie wcześniej zrealizowane razem wzięte – powiedział mi Leo Kantor, dyrektor filmowego festiwalu „Człowiek w świecie”, też Polak i Żyd „wyjechany” do Szwecji w tym samym, podłym czasie.

Żyją w Izraelu, Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Anglii, Szwecji, Danii, Belgii. Nieliczni zostali w Polsce. To uczniowie zlikwidowanej w 1969 roku łódzkiej szkoły imienia Icchoka Lejba Pereca.

„Kochałam swoją szkołę”, „To była moja miłość, mój dom, moje życie”, „To była moja rodzina”... Całe dnie spędzali w budynku przy Kilińskiego 49, potem na Więckowskiego 13, gdzie już była sala gimnastyczna i świetlica. A i tam, i tu obowiązkowe drugie śniadanie. Ważne, bo do Pereca nie chodziły dzieci z zamożnych rodzin, „dzieci inteligenckie, z rodzin lekarzy uczyły się w szkołach polskich”.

Film
„28 lat później”. Powrót do pogrążonej w morderczej pandemii Wielkiej Brytanii
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Rekomendacje filmowe: Wchodzenie w życie nigdy nie jest łatwe
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu