Na pierwszy rzut oka nowy film Feliksa Falka to kino sensacyjne, w którym najważniejsze jest rozwiązanie kryminalnej intrygi. Akcja rozgrywa się w 1997 r. we Wrocławiu. Przez miasto właśnie przeszła powódź, powodując ogromne zniszczenia.
W miejscowym szpitalu psychiatrycznym młody lekarz Konstanty Grot (Borys Szyc) odkrywa, że na jednym z oddziałów od lat przebywa pacjent Paweł Płocki (Grzegorz Wolf). To właśnie on jest tytułowym „nn” – o jego pochodzeniu nic nie wiadomo. Dokumentacja medyczna obejmuje jedynie ostatnie pięć lat, choć chory na pewno przebywa w szpitalu dłużej.
Grot postanawia leczyć tajemniczego pacjenta, a przy okazji odkryć jego tożsamość. Badanie przeszłości Płockiego okazuje się trudne. Grot ciągle trafia na przeszkody, a ludzie, z którymi rozmawia, zasłaniają się niepamięcią. Psychiatra wybiera niekonwencjonalną metodę kuracji – zabiera chorego do domu ku przerażeniu żony (Magdalena Walach) i córeczki…
Wątek rodzinny wypada w filmie najsłabiej. Trudno uwierzyć, że młody lekarz – z otwartym przewodem doktorskim – zaryzykowałby życie osobiste i karierę naukową na rzecz leczenia dziwnego przypadku. Nawet jeśli, tak jak Grot, jest przekorny, lubi postępować wbrew przełożonym i niezbyt angażuje się w pielęgnowanie domowego ogniska. Co prawda twórcy sugerują też głębszy motyw postępowania Grota, ale nie jest on konsekwentnie rozwijany.
Ten brak wiarygodności rekompensują płynność fabuły, niezłe napięcie, dobra gra Borysa Szyca – choć w peruce z długimi włosami aktor wygląda osobliwie – i znakomity Grzegorz Wolf. A przede wszystkim finał – niby łatwy do przewidzenia, ale konfrontujący Grota z frapującymi dylematami. Prawda, którą lekarz odkrywa, okazuje się niebezpieczna. Nikomu nie przynosi pożytku ani satysfakcji. Na dodatek Grot musi się zmierzyć z pytaniem – czy można i czy warto leczyć zło?