Kicz nad Bałtykiem, czyli jak młodzież budowała port

Narodziny Gdyni w "Mieście z morza" Andrzeja Kotkowskiego przypominają socrealistyczną relację z budowy

Publikacja: 09.10.2009 20:11

"Mieście z morza"

"Mieście z morza"

Foto: Materiały Promocyjne

Film – zrealizowany na motywach prozy Stanisławy Fleszarowej-Muskat – dotyczy epizodu z czasów II RP, gdy rybacka wioska zaczęła się przeobrażać w portowe miasto.

W latach 20. ubiegłego stulecia nad Bałtyk ruszyły setki młodych ludzi poszukujących szczęścia i zarobku. Jednak szybko się okazało, że dobre chęci nie wystarczą. Potrzebna była wykwalifikowana kadra i najważniejsze – kapitał. "Miasto z morza" mogło być emocjonującą opowieścią, w której na tle wielkiej historii i polityki rozgrywają się małe dramaty ludzi próbujących znaleźć własne miejsce w odrodzonym państwie. Niestety, zabrakło wyczucia.

Zaczyna się od pełnej kiczu sceny zaślubin z morzem. Ułani galopują na koniach wśród spienionych fal. Zwolnione tempo. Łopot flagi. Stężenie patosu jest nie do wytrzymania. Dalej wszystko układa się jak w szkolnej czytance, z której dzieci mają się dowiedzieć, co jest w życiu najważniejsze.

Nad morze przyjeżdża Krzysztof (Jakub Strzelecki). Jest biedny, bez matury. Tu poznaje Wołodię (Paweł Domagała) – obaj zatrudniają się przy budowie portu. Zdobywa też serce Kaszubki (Julia Pietrucha). Nad ich losem czuwa pani Helena (Małgorzata Foremniak). Prowadząca restaurację wdowa po oficerze gra rolę troskliwej doktor Zosi z "Na dobre i na złe". Przypomina młodym, że najważniejsza jest nauka i praca na rzecz ojczyzny.

Widzimy więc, jak Krzysztof w pocie czoła macha łopatą, a w przerwach przygotowuje się do egzaminu dojrzałości. W tym wysiłku przypomina socjalistycznego przodownika pracy. To wrażenie pogłębia jeszcze gra aktorów. Ożywiają się jedynie wtedy, gdy deklamują tekst dotyczący technicznych szczegółów budowy portu i pouczają się nawzajem o konieczności zbiorowego wysiłku.

Patriotyczno-edukacyjny obrazek Andrzeja Kotkowskiego miał zapewne podnieść widzów na duchu. Jednak konwencja filmu, bliska kinu propagandowemu z lat 50., sprawia, że "Miasto z morza" śmieszy.

Film – zrealizowany na motywach prozy Stanisławy Fleszarowej-Muskat – dotyczy epizodu z czasów II RP, gdy rybacka wioska zaczęła się przeobrażać w portowe miasto.

W latach 20. ubiegłego stulecia nad Bałtyk ruszyły setki młodych ludzi poszukujących szczęścia i zarobku. Jednak szybko się okazało, że dobre chęci nie wystarczą. Potrzebna była wykwalifikowana kadra i najważniejsze – kapitał. "Miasto z morza" mogło być emocjonującą opowieścią, w której na tle wielkiej historii i polityki rozgrywają się małe dramaty ludzi próbujących znaleźć własne miejsce w odrodzonym państwie. Niestety, zabrakło wyczucia.

Film
„28 lat później”. Powrót do pogrążonej w morderczej pandemii Wielkiej Brytanii
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Rekomendacje filmowe: Wchodzenie w życie nigdy nie jest łatwe
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu