We współczesnym kinie trwa licytacja, kto da widzom więcej rozrywki w jednym pakiecie. Technologia 3D mami złudzeniem głębi oraz trójwymiarowości. Niektórzy filmowcy już podbili stawkę i realizują filmy (nie dłuższe niż 20 minut) w systemie 5D, który atakuje zmysły oglądającego dodatkowymi efektami. Ruchome fotele dają poczucie przemieszczania się wraz z bohaterem. Zraszacze chlapią na publiczność wodą, gdy w filmie pada. W kinach wyposażonych w systemy 5D można też poczuć podczas seansu rozmaite zapachy.
Z tego triku korzysta też Rodriguez, choć nazywa się to 4D i jest dziecinnie proste w porównaniu z wyświetlaniem obrazów w 5D. Aby obejrzeć wyścig małych agentów z czasem, nie trzeba specjalnie wyposażonych sal. Wystarczy zdrapka nasączona zapachową mieszanką. Oglądając film, należy jedynie w odpowiednim momencie zdrapać jeden z kilku widniejących na kartce numerków, by poczuć np. spożywane przez agentów cukierki lub chipsy.
Przyjemne? Nie bardzo. Aromaty wydobywające się ze zdrapki przypominają bowiem woń detergentów. Wizyta w kinie upodabnia się więc do odwiedzin pralni.
O fabule filmu Rodrigueza rozmyślnie wspominam na końcu. Stanowi bowiem infantylny dodatek do karteczki z numerkami (pełen tandetnych efektów specjalnych). Piękna agentka (Alba) walczy z tajemniczym szwarccharakterem kradnącym czas. Pomaga jej dwoje dzieci, dla których jest macochą. I to one w finale uratują świat.
Ten scenariusz nadaje się do kosza. Tak samo jak zdrapka.