Kino rosyjskie mimo licznych sukcesów na międzynarodowych festiwalach rzadko gości na naszych ekranach. Nieliczne tytuły sporadycznie pojawiają się wyłącznie w kinach studyjnych. A doroczny przegląd „Sputnik nad Polską", choć od paru lat obejmuje wiele miast i jest imprezą bardzo ważną, luki obcowania z rosyjskimi filmowcami nie wypełni.
Kto cenił dokonania wielkich reżyserów kina radzieckiego: Tarkowskiego, Klimowa, Konczałowskiego, Muratowej czy Michałkowa, powinien skonfrontować ich dorobek z filmami nowych mistrzów: Sokurowa, Łungina czy Bałabanowa. A wśród nowej generacji uwagę międzynarodowej krytyki zwrócił Aleksiej Popogriebski (rocznik 1972).
My jego twórczość poznajemy niechronologicznie. Najpierw do polskich kin trafił film „Jak spędziłem koniec lata" (2010). To rozpisana na dwóch aktorów, rozgrywająca się w realiach Arktyki, ponadczasowa przypowieść filozoficzna przeradzająca się w thriller psychologiczny. Teraz możemy poznać jego film wcześniejszy – „Proste sprawy" (2007), pierwszy zrealizowany całkowicie samodzielnie. Oba tytuły łączy jedynie aktor Siergiej Puskepalis (na co dzień reżyser teatralny) odtwarzający w obu główne role.
„Proste sprawy" to realistyczna, chwilami podszyta nieco czarnym humorem opowieść o życiu w postkomunizmie. Film skrzący się inteligentnymi obserwacjami stosunków międzyludzkich niemal dwie dekady po rozpadzie ZSRR. Bez ukochanej przez rosyjskie kino lat 90. „czarnuchy", z optymistyczno-ironicznym finałem.