Bohaterką opowieści chińskiego reżysera Wanga Xiaoshuai jest stara kobieta, którą poznajemy jako nadopiekuńczą matkę i teściową. Energiczna - czy dorosłe dzieci tego chcą czy nie - sprząta im w mieszkaniach, zanosi obiady, odbiera ze szkoły dzieci i organizuje życie. Tak jest dopóki sama nie zaczyna się bać. Bo najpierw odbiera głuche telefony, a potem chodzi za nią krok w krok młody chłopak. Nie jest wytworem jej wyobraźni. Rejestruje go umieszczona na pekińskiej ulicy kamera, a wreszcie potwierdza jego obecność policja. Chłopiec jest poszukiwany, włamywał się do cudzych domów, zabił staruszkę.
A jednak Wang Xiaoshuai nie robi ani dramatu medycznego ani thrillera. Jego „Czerwona amnezja" jest rozliczeniem z przeszłością. Nagle z rozmowy dwóch braci widz dowie się, że ich matka przed laty „uratowała" rodzinę zesłaną podczas rewolucji kulturalnej na prowincję. Gdy okazało się, że do Pekinu może wrócić tylko jedna z wysiedlonych rodzin, matka walczyła jak lwica. Posunęła się do donosów i oskarżeń, nawet fałszywych. Wygrała. Jej synowie żyją normalnie. Pozostali zesłańcy do dzisiaj tkwią na prowincji, w nędzy, bez żadnych perspektyw.
W domu Deng nigdy się o tym nie mówiło. Teraz jednak stara kobieta chce cofnąć się w czasie. Dręczona przez poczucie winy - przeprosić dawnych sąsiadów. Daleko od Pekinu znajdzie rozwiązanie zagadki - dowie się, kim jest chłopiec, który ją śledził i prześladował.
Xiaoshuai ujawnił, że historia, którą opowiedział jest mu bardzo bliska. Przed laty jego rodzice znaleźli się wśród rodzin przesiedlonych z Szanghaju do Guiyang. Tam przyszły reżyser spędził swoje wczesne dzieciństwo.
— Rewolucję kulturalną długo otaczało milczenie — mówi zbliżający się do pięćdziesiątki autor „Czerwonej amnezji". — Byliśmy indoktrynowani, brakowało nam niezależnej myśli. Teraz społeczeństwo chińskie szybko się zmienia i trzeba za tymi zmianami nadążyć. A jednym z naszych obowiązków jest wyrównanie rachunków z przeszłością.