Korespondencja z Berlina
Stałymi bywalcami festiwali są Brazylijczycy Walter Sales, Fernando Meirelles czy Fernado Eimbcke, Peruwianka Claudia Llosa, Chilijczycy Sebastian Campos czy Sebastian Lelio, Argentyńczycy Rodrigo Moreno czy artysta o polskich korzeniach Daniel Burman, Meksykanie z Carlosem Reygadasem czy zadomowionym już w Hollywood Alejandro Gonzalezem Inarritu. I wielu innych twórców z tego kontynentu.
W tym roku świetne recenzje zebrał chilijski „Klub" Pablo Larraina, film mający mocną wymowę antykościelną. Tytułowy klub to dom w pobliżu małego chilijskiego miasteczka, gdzie „zsyłani" są księża, którzy dopuścili się czynów niegodziwych. Czują się więźniami, ale wiodą tam życie dostatnie, przyjemne i dość rozleniwione. Ich codzienną rutynę zakłóca przyjazd nowego księdza, za którym zjawia się jedna z jego ofiar, oskarżając go publicznie o molestowanie seksualne.
Duchowny nie wytrzymuje napięcia i popełnia samobójstwo. Z pistoletu, którym miał postraszyć natręta, strzela do siebie. W rybackim miasteczku zjawia się więc Jezuita, który ma przeprowadzić dochodzenie i zapobiec wybuchowi kolejnego skandalu. Dowiaduje się o wszelkich przewinieniach księży — korupcji, sprzedawaniu dzieci, pedofilii. Widz obserwuje ludzi grzesznych i zagubionych, mających za sobą niejedną traumę, ale przecież pozbawionych wyrzutów sumienia, niezdolnych do skruchy.
Larrain przyznał, że zdecydował się zrealizować „Klub", gdy dowiedział się, że grupa księży-pedofili współpracowała z reżimem Pinocheta i za swoje przewinienia nigdy nie została ukarana.