Zrealizowany w 2010 roku film Alaina Jauberta jest komplementarny wobec oglądanego ostatnio na naszych ekranach „Pana Turnera" z 2014 roku w reżyserii Mike Leigh. I warto zobaczyć je obydwa, by zbudować sobie wyobrażenie o brytyjskim artyście. Leigh zbudował wielowymiarowy, gęsty od wątków portret - nie tylko artysty, ale i człowieka.
Z kolei nagradzany dokument nie jest klasyczną opowieścią biograficzną, a raczej wspólną refleksją grona specjalistów w zakresie sztuki.
Turner (1775-1851) był synem golibrody-perukarza, który wystawiał rysunki syna w oknie swojej pracowni perukarskiej. I to klienci ojca, byli pierwszymi nabywcami prac Williama.
- Pochodzenie społeczne nie ułatwiło Turnerowi kariery – komentuje Ian Warrel, kurator wystawy w Tate Britain Gallery. - Ale też ojciec nauczył go praktycznego patrzenia na życie.
Turner miał 14 lat, gdy trafił na kursy przygotowujące do studiów w Royal Academy. Uczył się najpierw kopiowania według wzorów antycznych, potem pracy z żywym modelem. W czasie studiów nie przestał malować akwarel – nie tylko z powodów artystycznych, ale i finansowych. W krótkim czasie stał się wirtuozem tej techniki. Jego obrazy były tak intensywne, jak olejne.