Reklama

Rozmowa z Danisem Tanoviciem, reżyserem „Śmierci w Sarajewie"

Reżyser „Śmierci w Sarajewie" Danis Tanović mówi Barbarze Hollender o nacjonalizmie, uchodźcach i wierze w siłę kina.

Aktualizacja: 19.10.2016 21:47 Publikacja: 19.10.2016 18:10

Vedrana Seksan i Muhamed Hadzovic w „Śmierci w Sarajewie”. Film na ekranach od piątku.

Vedrana Seksan i Muhamed Hadzovic w „Śmierci w Sarajewie”. Film na ekranach od piątku.

Foto: Bomba Film

Rzeczpospolita: Jest pan pesymistą.

Danis Tanović: Ja? Na początku mojej „Ziemi niczyjej" ktoś opowiada dowcip: – Pesymista mówi: „Nie może być gorzej". Optymista: „Tak, może". Jestem więc optymistą.

Zwykle sam pisze pan swoje scenariusze. Tym razem oparł pan film na motywach sztuki Bernarda-Henriego Lévy'ego.

Sztuka „Hotel Europa" zachwyciła mnie. Chciałem ją zekranizować. Ale wychodząc od sytuacji ze sztuki, napisałem własny scenariusz.

W „Śmierci w Sarajewie" obserwuje pan pracowników hotelu, polityka, ekipę telewizyjną, która przygotowuje reportaż z okazji rocznicy zabicia arcyksięcia Ferdynanda.

Reklama
Reklama

Ci bohaterowie pozwalają mi spojrzeć na świat z różnych perspektyw, pokazać coraz głębsze społeczne podziały i coraz wyraźniejsze manipulowanie społecznymi nastrojami przez polityków i media. Zależało mi, żeby taki film o sobie zobaczyli Bośniacy.

Co chciał pan im powiedzieć?

Nie mam gotowych recept ani dla świata, ani dla własnego kraju. Ale mogę zadawać pytania. Swoim dzieciom mówię: Słuchacie wiadomości w telewizji? Nie wierzcie im. Myślcie sami. Widzom mówię to samo: Nie dajcie się zwariować ani wciągać w idiotyczne dyskusje.

W tym filmie mamy ciekawą diagnozę kondycji społeczeństwa, ale też refleksję na temat stosunku pana rodaków do historii.

Wielu ludzi bardziej interesuje to, co wydarzyło się 100 lat temu niż to, co mają dzisiaj włożyć do garnka. Trwa spór, czy zabójca arcyksięcia Ferdynanda był bohaterem czy terrorystą. Bojownikiem o wolność czy serbskim nacjonalistą? Mnie ta dyskusja przeraża. Politycy wykorzystują wszystko, żeby wzbudzać w ludziach nienawiść i na niej budować swoje gry. W coraz większej liczbie krajów w siłę rosną nacjonaliści. Uznałem więc, że trzeba zadawać pytania.

Był czas, gdy był pan politykiem. Dlaczego po dwóch latach pan zrezygnował?

Reklama
Reklama

Założyłem z przyjaciółmi partię Nasa Stranka, bo głosu samotnych intelektualistów nikt nie słucha. Próbowałem mówić w imieniu zwykłych obywateli, którzy chcą żyć normalnie i czuć się we własnym kraju bezpiecznie. Ale rozczarowałem się. Przestałem wierzyć w demokrację.

Dlaczego?

Każdy system po jakimś czasie się degeneruje. Pojawiają się chaos, interesy, korupcja. Jako polityk biłem głową w mur. Wróciłem więc do robienia filmów i staram się z publicznością rozmawiać. O tym, że żyjemy jak na wulkanie, który może wybuchnąć. Że zapominamy, czym jest wojna. Że obojętniejemy na los innych. A teraz marzy mi się film o uchodźcach syryjskich w Turcji. O ludziach, którzy próbują przetrwać, a my się od nich odwracamy na multietnicznym Zachodzie. Ale też w moim czy w pani kraju.

Dzisiaj uchodźcy to kolejny pionek w politycznej grze wzbudzającej w ludziach strach i niechęć w stosunku do „obcych".

Zapomnieliśmy, że kilkadziesiąt lat wcześniej Zachód był pełen uchodźców z krajów Europy Wschodniej. Sam byłem emigrantem. Wyjechałem do Belgii, tam skończyłem studia. I wróciłem do Bośni. Dziś jestem przekonany, że trzeba rozmawiać z uchodźcami. To, co zdarzyło się im, jutro może zdarzyć się tobie. Więc nawet jeśli nie chcesz pomóc emigrantom altruistycznie, zrób to z egoizmu, bo może kiedyś ktoś pomoże tobie. Niestety, takie myślenie nie jest popularne. Przeważa atmosfera wrogości.

Pan czuje ją w Bośni?

Reklama
Reklama

Czuję ją wręcz osobiście. W internecie zalewa mnie fala hejtu. Jedni mnie nie znoszą, bo bronię uchodźców, inni dlatego, że mam Oscara, jeszcze inni nie mogą mi wybaczyć, że przez moment byłem politykiem, albo tego, że się z polityki wycofałem. Wszystko razem idiotyzm.

To zniechęca?

Bez przesady. Mam własną hierarchię wartości. Zdążyłem dorosnąć i dokonuję własnych wyborów. A kręcąc „Ziemię niczyją", uświadomiłem sobie, że najgorsze jest wycofanie się. Poza tym wciąż naiwnie wierzę, że jeśli staniemy się trochę lepszymi ludźmi, świat też stanie się lepszy.

Kino może zmienić świat?

Świat? Nie. Ale może zmienić jednego człowieka. Moje życie zmieniło. I wierzę, że pytania, które w swoich filmach zadaję, pomogą komuś przyjrzeć się rzeczywistości. Spojrzeć w głąb siebie. Próbuję widzami wstrząsnąć. Myślę, że jeśli po obejrzeniu „Ziemi niczyjej", „Cyrku Columbus", „Senady" czy „Śmierci w Sarajewie" ktoś pójdzie do miłej restauracji na dobry obiad, przegrałem. Jeśli wstąpi do baru i zamówi whisky albo śliwowicę, znaczy, że zrobiłem dobry film.

Reklama
Reklama

Bośnia nie jest imperium kinematografii. Starczy panu energii i siły, żeby walczyć o pieniądze na kolejne filmy?

Dzięki Oscarowi za „Ziemię niczyją" łatwiej mi pozyskiwać zachodnich producentów, bo dla nich jestem już na zawsze „Oscar winner". A jak się nie daje? „Senadę" nakręciłem za 17 tysięcy dolarów w osiem dni. Najważniejsza jest pasja. Przestanę robić filmy, jak ona ze mnie wyparuje.

A gdyby pan przestał, czym by pan się zajmował?

Moja matka chciała, żebym został muzykiem, więc chodziłem do szkoły muzycznej. Ojciec wymarzył sobie, żebym był inżynierem, więc studiowałem na politechnice. Mogę więc grać do kotleta albo pracować jako hydraulik. Jak się jest reżyserem, trzeba mieć w zapasie inny zawód. Ale na razie patrzę na świat przez obiektyw kamery. Nawet jeśli nie bardzo mi się on podoba.

Ma pan pięcioro dzieci. Myśli pan, w jakim świecie będą żyły?

Reklama
Reklama

Nieustannie. Także dlatego wciąż robię filmy.

Sylwetka

Danis Tanović, reżyser, scenarzysta

Urodził się w 1969 r. w Zenicy. Studia w szkole filmowej w Sarajewie przerwał mu wybuch wojny domowej. Skończył je dopiero kilka lat później, w Brukseli. Początkowo kręcił filmy dokumentalne, za fabularny debiut zrealizowany w 2001 roku „Ziemię niczyją" o trzech żołnierzach uwięzionych w wojennym okopie otrzymał Oscara. Inne jego filmy to m.in. „Cyrk Columbia", „Senada" i „Piekło" zrealizowane w 2005 roku na podstawie scenariusza Krzysztofa Piesiewicza.

O filmie „Śmierć w Sarajewie"

W 2014 r., w setną rocznicę zabójstwa księcia Ferdynanda i wybuchu I wojny światowej do Sarajewa zjeżdżają się goście na uroczystą sesję. Wśród nich jest również francuski polityk, który przygotowuje przemówienie na temat Europy umierającej w Hiszpanii, Auschwitz, Sarajewie. Na dachu hotelu Europa trwa nagrywanie telewizyjnego programu . A pracownicy hotelu, nieopłacani od kilku miesięcy, szykują się do strajku.

Danis Tanović scenariusz „Śmierci w Sarajewie" oparł na motywach sztuki Bernarda-Henriego Lévy'ego. Z niej pochodzi polityk przygotowujący w pokoju swoją mowę. Ale inne postacie dodał sam: młodą menedżerkę, której matka pracuje w tym samym hotelu w pralni, dyrektora hotelu, ochroniarza pilnującego porządku. Na ekranie toczy się dyskusja na temat nacjonalizmu i dochodzi do próby oceny roli, jaką w historii odegrał zabójca arcyksięcia Gawriło Princip. To dyskusja „zastępcza", odwracająca uwagę od problemów współczesności. Bo prawdziwe życie życie toczy się gdzie indziej, a współczesne ideologie nacjonalistyczne rodzą się tuż obok nas. —bh

Film
USA: Aktor i reżyser Rob Reiner zamordowany we własnym domu
Film
Nie żyje Peter Greene, Zed z „Pulp Fiction”
Film
Jak zagra Trump w sprawie przejęcia Warner Bros. Discovery przez Netflix?
Film
„Jedna bitwa po drugiej” z 9 nominacjami Złotych Globów. W grze Stone i Roberts
Film
„Brat" ze wspaniałą kreacją Agnieszki Grochowskiej
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama