Mikroprzedsiębiorców możemy w Polsce znaleźć w każdym sektorze. Mogą to być zarówno osoby prowadzące stragan na bazarze czy mały sklepik, jak i wysokiego szczebla menedżerowie z międzynarodowych korporacji. Oni zostali już na dobre odcięci od pomocy państwa, jeszcze tylko małe i średnie firmy mogą starać się o dofinansowanie z innych źródeł.
Najbliższe miesiące, a może nawet tygodnie, pokażą, ile z tych firm będzie w stanie przetrwać z ograniczonymi przychodami, a z już pełnymi obciążeniami na rzecz choćby ZUS. Władza, lukrująca rzeczywistość i przekonująca, jak gospodarka wspaniale podnosi się z okresu zamrożenia, patrzy jednak głównie na wskaźniki makro oraz sytuację dużych firm zatrudniających setki ludzi. Ci niezatrudniający nikogo są jakby mniej zauważalni, oni w końcu nie ogłoszą strajku ani nie zagrożą jazdą na Warszawę jak górnicy, którzy tym sposobem zawsze wywalczą, co tylko chcą.
Ta grupa nie ma takiej siły w zakresie argumentacji swoich potrzeb, choć przecież potrzeby ma duże. To firmy zajmujące się sprzedażą czy usługami, które za chwilę mogą zacząć padać jak muchy. Nawet salony fryzjerskie, na których ponowne otwarcie wszyscy czekali z utęsknieniem, przeżywały oblężenie przez góra dwa tygodnie, a teraz świecą pustkami. Jak przetrwają sezon wakacyjny, który i tak zawsze był trudniejszy z racji fali wyjazdów z miast?
Zwyczaje zakupowe Polaków, dotychczas dość przewidywalne, teraz wywracają się do góry nogami. Państwo powinno tym bardziej wkroczyć do akcji, aby w tych nieprzewidywalnych realiach wspomóc biznes – od tego dużego po mały. Kłopoty mogą dopiero nadejść, a rząd powinien przestać powtarzać jak mantrę hasła o tym, że Polska radzi sobie z pandemią lepiej niż inne kraje, bo dla bankrutujących firm naprawdę nie ma to znaczenia. Na razie widzimy wzrost liczby firm zawieszających działalność. Oby za chwilę nie przeszły one w stan upadłości, co niestety jest możliwe. Zwłaszcza biorąc pod uwagę duże ryzyko jesiennego nawrotu pandemii, czego ci przedsiębiorcy, którzy są już wyżyłowani z jakichkolwiek rezerw, na pewno nie przetrwają. Tak może się stać, nawet jeśli rząd nie zafunduje nam lockdownu w wersji „na ostro", bo tego to nawet budżet mógłby już nie przetrwać.