Hossy przychodzą i odchodzą – niewiele można na to poradzić. Wczoraj WIG wyraźnie naruszył linię trendu wzrostowego trwającego od 2003 roku. I tak była to najdłuższa hossa w historii GPW. Zamiast wylewać za nią łzy, warto skupić się na ocenie zdarzeń. Oczywiste jest, że klienci funduszy inwestycyjnych są już zaniepokojeni, część z nich na tyle, że podejmuje być może właśnie swoje nowe noworoczne postanowienia – nigdy więcej funduszy akcji. Tacy nie wyniosą z tej lekcji zbyt wiele. Ale są też inwestorzy, dla których to tylko naturalny cykl prowadzący od przewartościowania do niedowartościowania akcji. Można powiedzieć, że jesteśmy mniej więcej w połowie drogi do niedowartościowania. Nie ma się więc co spieszyć z zakupami – nadarzą się pewnie do nich i lepsze okazje. Paradoksalnie do niedowartościowania akcji mogą doprowadzić ci sami inwestorzy, którzy wcześniej grubo przesadzili z optymistyczną oceną spółek – to oczywiście klienci TFI. Ale jedna rzecz szczególnie nie daje spokoju. Rynek nie lubi oczywistych scenariuszy. Sierpniowe dołki WIG czy WIG20 były dla wszystkich widoczne, jasne było także, że ich złamanie to potencjalnie bardzo silny sygnał sprzedaży. Tymczasem na ostatnich 15 sesji, 12 szło w dół. Rynek jest po nich wyprzedany, nie ma zbyt wiele miejsca na dalsze spadki, prędzej można się spodziewać niebawem odbicia. Nie oznacza to wcale, że za chwilę wszystko będzie pięknie. Raczej to, że najbliższe tygodnie będą bardzo emocjonujące dla inwestorów.