Wydawałoby się więc, iż notowane przedsiębiorstwa powinny mieć to na uwadze, odpowiednio prowadząc swoją komunikację z rynkiem. Praktyka w tym względzie bywa jednak bardzo różna.
Kilka tygodni temu w jednej z gazet brytyjskich opublikowano informację, że oto Prudential wynajęła firmę doradztwa personalnego, aby wyłonić kandydata na następcę obecnego prezesa Sir Davida Clementi w związku z jego planowanym przejściem na emeryturę... w 2010 roku. Firma doradcza ma stworzyć krótką listę kandydatów na to stanowisko, zaś sam proces selekcji może potrwać nawet rok.
Kilka tygodni wcześniej jedna z czołowych polskich instytucji finansowych - BRE Bank - poinformowała, że nie przedłuża współpracy z obecnym, szanowanym przez rynek i zasłużonym dla rozwoju banku prezesem Sławomirem Lachowskim, twórcą sukcesów mBanku, i w ciągu kilku tygodni zastąpi go nowym. Kandydat na nowego prezesa został wyłoniony i przedstawiony inwestorom względnie szybko, jednakże motywy zmiany nie były w pełni jasne dla inwestorów i wzbudziły liczne spekulacje. Inwestorów zastanawiało, czy ta nieoczekiwana zmiana nie będzie niosła za sobą odwrócenia strategicznych priorytetów banku, tym bardziej że była inspirowana przez strategicznego akcjonariusza.
Nietrudno sobie wyobrazić, iż kursy akcji obu instytucji zachowały się w sposób nieco odmienny.
Na wieść o zmianie prezesa kurs BRE Banku zanurkował o prawie 9 proc. w ciągu jednego dnia (z 402 do 366 złotych) i do dziś nie powrócił do poziomu sprzed publikacji tej informacji. Tymczasem kurs walorów firmy brytyjskiej w dzień po opublikowaniu artykułu spadł o 2,6 proc. (z 663p do 646p), a dziś znajduje się o 7 proc. powyżej poziomu sprzed dnia publikacji artykułu. Najwyraźniej rynek różnicuje swoje podejście do spółek w zależności od ich podejścia do rynku.