W kwietniu umowę o budowę elektrowni podpisała rządowa korporacja Rosatom i władze obwodu kaliningradzkiego. Pierwszy blok miał rozpocząć pracę w 2015 r. Teraz strony ogłosiły, że ruszy o rok wcześniej.
Trwają prace przy wyborze lokalizacji elektrowni. Jak ustaliła „Rz”, pod uwagę brane są dwa miejsca: rejon poleski w środkowej części obwodu, ok. 50 km od granicy z Polską, i krasnoznamienski – nad rzeką Szeszupe (dopływ Niemna) – 10 km od granicy z Litwą i ok. 60 km od Polski.
Bardziej prawdopodobny jest drugi wariant, bo elektrownia ma nie tylko zabezpieczyć w prąd obwód kaliningradzki, ale i oferować energię na sprzedaż, przede wszystkim Litwie i Polsce. – Zakładam, że ze względu na bezpieczeństwo energetyczne i plany rozwoju gospodarczego Polsce i Litwie będzie łatwiej i taniej kupować brakującą im energię od elektrowni w Kaliningradzie. Litwa musi przecież wyłączyć swoją elektrownię jądrową w Ignalinie do końca 2009 r., a Polska dotąd nie postawiła żadnej takiej elektrowni – argumentuje w rozmowie z „Rz” Władimir Worobiow z Rosyjskiego Centrum Naukowego Instytut Kurczatowa w Moskwie.
Profesor Jerzy Niewodniczański, prezes Państwowej Agencji Atomistyki, powiedział „Rz”, że agencja dostała z Rosatomu pismo w sprawie kaliningradzkiej elektrowni. – To są wstępne informacje o inwestycji. Aby wyrazić o niej opinię, zwróciliśmy się do Rosjan o szczegółowe dane, przede wszystkim o studium oddziaływania na środowisko. Zgodnie z międzynarodowymi przepisami nasza opinia musi być dla tej inwestycji pozytywna, by budowa mogła ruszyć – mówi prezes PAA.
Polskę otacza wianuszek 12 elektrowni. Najbliższa w czeskich Dukowanach leży 122 km od naszych granic. Kaliningradzka siłownia stałaby o połowę bliżej. Ma kosztować 130 mld rubli (5 mld dol.). Sergiej Kirilenko, szef Rosatomu, zapewnił publicznie, że projekt został uzgodniony z Komisją Europejską, a przy budowie zostaną zachowane najsurowsze normy bezpieczeństwa. Rosjanie chcą dopuścić do budowy inwestorów z Unii. Oferują im 49 proc. akcji przyszłej elektrowni.