Dzięki takim serwisom, potrzebujący gotówki może ją pożyczyć taniej niż w banku, a osoba posiadająca oszczędności – zarobić więcej niż na lokacie bankowej. Pod warunkiem że doczeka się zwrotu pieniędzy.
Debiutant, Smava.pl, rozpoczął działalność z pakietem nowych pomysłów na zabezpieczenie inwestorów (pożyczkodawców) przed wyłudzeniami. To ważne, bo właśnie kłopoty ze spłatą zaciągniętych pożyczek są piętą achillesową działających w Polsce tzw. serwisów social lending. W efekcie trudno jest o prywatnych inwestorów, którzy chcieliby zaryzykować własne środki w zamian za wyższe niż w banku odsetki. Natomiast chętnych do zaciągania pożyczek nie brakuje. Problem w tym, że nie zawsze są to osoby uczciwe.
Rozwiązaniem, z którym Smava.pl (czyli polska mutacja serwisu działającego już na rynku niemieckim) wiąże największe nadzieje, jest system scoringowy stworzony we współpracy z Biurem Informacji Kredytowej. Firma nie ma oczywiście prawa do korzystania z danych zgromadzonych w bankowej bazie. Natomiast na jej zamówienie BIK stworzył algorytm, który pomaga oszacować prawdopodobieństwo, że pożyczkobiorca terminowo zwróci pieniądze.
[wyimek]Social lending – podobnie jak hazard – może być ciekawy i absorbujący[/wyimek]
Podstawą wyliczeń nie jest indywidualna historia korzystania z serwisu – bo tej nowy klient nie ma – ale jego cechy socjodemograficzne, takie jak wiek, miejsce zamieszkania, stan rodzinny, status zawodowy itp. Na tej podstawie przyszły pożyczkobiorca otrzymuje rating od A (najbardziej wiarygodny) do I (najmniej wiarygodny), wyświetlany później przy każdym jego wniosku o pożyczkę. Natomiast osoby, których skłonność do spłaty długów zostanie oceniona jako niższa od wymaganego minimum, nie mają prawa zarejestrować się w serwisie. To mechanizm nieco podobny do stosowanego przez ubezpieczycieli, którzy np. nie ubezpieczą od powodzi domu zbudowanego na terenach zalewowych, bo ryzyko jest zbyt duże.