Światowy kryzys gospodarczy zmusza firmy prywatne do zwolnień, a publiczną administrację do zamrażania płac. Ale te prawa ekonomiczne nie dotyczą instytucji Unii Europejskiej. Tu można liczyć na dożywotni etat i regularne podwyżki. Konkursy na unijnych urzędników zawsze przyciągały więc wielu chętnych, a w tym roku – z powodu rosnącego bezrobocia – zainteresowanie może być wyjątkowe.
[srodtytul]Polak w Brukseli[/srodtytul]
Bruksela pełna jest młodych polskich urzędników po konkursach. W samej Komisji Europejskiej pracuje już ponad 1100 Polaków. Rafał Łapkowski (32 lata) przyszedł tutaj z pierwszego naboru, czyli z konkursu organizowanego w 2004 r. Zdążył skończyć ekonomię na Uniwersytecie Gdańskim i dodatkowe studia w Lyonie i Strasburgu.
Najpierw trafił do Komisji jako stażysta, potem przez rok pracował w Brukseli w firmie lobbingowej. – Ten rok dał mi świetne przygotowanie do egzaminu. Miałem pełen przegląd tego, co robi Unia – opowiada. Do samego egzaminu uczył się kilka tygodni. Jego rada: uczyć się w języku, w którym będziemy zdawać egzamin, a więc angielskim, francuskim lub niemieckim. Przeglądać regularnie unijne komunikaty prasowe (http://europa. eu/press_room) i przyswajać sobie unijny slang. Będzie to szczególnie potrzebne w drugiej części egzaminu, gdy pisze się esej.
– A na koniec trzeba dobrze zarządzać czasem i opanować stres – podsumowuje Rafał, który w Brukseli zajmuje się polityką handlową. Najpierw przez trzy lata pracował jako specjalista od stali i metali nieżelaznych w Dyrekcji Generalnej ds. Handlu, a teraz w tym samym budynku koordynuje stosunki handlowe UE z Meksykiem i Chile. – W obu wypadkach trafiłem bardzo dobrze. Najpierw dużo kontaktów z przemysłem, teraz z dyplomatami i rządami – podkreśla