Niemcy liczą każdy grosz

Kupcy z przygranicznych targowisk narzekają na stosunkowo niewielki ruch. Prawdziwy najazd klientów zza zachodniej granicy przeżywają za to supermarkety.

Aktualizacja: 23.02.2009 06:56 Publikacja: 22.02.2009 21:57

Sobota, wczesne popołudnie, przygraniczne targowisko w Słubicach. Na parkingu kilkadziesiąt aut, głównie na niemieckich rejestracjach. Ruszamy pomiędzy stragany. Bluzy, spodnie, skarpety, perfumy, płyty z muzyką i filmami „dla dorosłych”, papierosy, warzywa, owoce, sery, szynki. Ceny niemal wyłącznie w euro. Gdzieniegdzie z głośników płyną bawarskie melodie, a sprzedawcy nawołują klientów - oczywiście po niemiecku. Tłumów jednak nie ma. - Euro mocne, złotówka słaba. Liczyliśmy na tych Niemców, liczyliśmy. A tymczasem ledwo wychodzimy na zero - macha ręką pan Marek.

[srodtytul]Dobre, piękne, nasze [/srodtytul]

Pan Marek sprzedaje głównie damską bieliznę. - Cenami biję Niemców na głowę - zachwala, a po chwili wylicza. Kolorowe majtki kosztują u niego sześć złotych. Za zachodnią granicą, w markecie za takie same w przeliczeniu trzeba zapłacić dziewięć złotych, ,,u Turków'' - półtora euro. - Kupowanie u mnie po prostu się opłaca. I co z tego? Nic - markotnieje. Narzeka też pani Zofia - właścicielka straganu z dziecięcymi ciuszkami. - Niemcy przyjeżdżają, rozglądają się, ale jak przyjdzie co do czego, nie kupują. Chociaż u nas wszystko takie ładne. Nic chińskiego. O tamto jest z Poznania, a to z Łodzi - zapewnia, wskazując na stosy kolorowych bluz, ozdobionych postaciami z brytyjskich kreskówek.

Dlaczego interes nie idzie? Marek: - Bogaci i tak tu nie pojawią, a biedni liczą się z każdym groszem. Taki to przyjeżdża tutaj jak na wycieczkę, pokręci się, popatrzy, zje szaszłyka i tyle. Spójrzcie tylko na ich torby. Puste.

Zofia: - Zima to zawsze był ciężki czas, a dla handlujących odzieżą, to już w szczególności. Bo to czasem trzeba coś przymierzyć, a tu mróz. Poza tym jak u nich w dużych sklepach zaczną się wyprzedaże, to ceny zjeżdżają w dół nawet o siedemdziesiąt, osiemdziesiąt procent. Taką konkurencję trudno wytrzymać nawet nam. Idźcie do tych z papierosami i jedzeniem. Tam jest lepiej.

[srodtytul]Podróż po cztery sztangi[/srodtytul]

Istotnie, przy tych straganach ruch trochę większy, ale nastroje wcale nie lepsze. Pan Robert przytupuje z zimna, w zmarzniętych palcach ściska plastikowy kubek z herbatą. Przed chwilą odprawił grupkę klientów. - O, proszę zobaczyć ile zarobiłem - odwraca w naszą stronę pokaźnych rozmiarów kalkulator. Na wyświetlaczu liczba 61,5. - Sztanga papierosów (dziesięć paczek) kosztuje 14 -18 euro. Biorąc pod uwagę ceny u hurtownika, na jednej zarabiam 40 centów. Przez granicę można przenieść cztery sztangi, a Niemcy się pilnują, bo nadal mogą się natknąć na wyrywkową kontrolę - mówi - Kokosów nie mam, ale pilnuję miejsca, żeby nie stracić stałych klientów - dodaje.

Znajomych twarzy wyglądają też właściciele stoiska z żywnością. Dwa długie stoły uginają się od szynek, serów, kiełbas. Szef stoiska (- Nie podam imienia, niech pan napisze po prostu ,,handlowiec". Nie ma się czym chwalić, bo jak nie chciało się uczyć, to trzeba teraz tutaj stać - śmieje się), kroi specjały ogromnym nożem i co rusz podtyka pod nos potencjalnych klientów. - Krótko po zjednoczeniu Niemiec to był interes. Teraz Niemcy jakoś wystraszyli się kryzysu - tłumaczy. - Ale przecież właśnie dlatego, że kryzys, powinni kupować tam, gdzie taniej - oponuję. - No tak, ale oni w ogóle mniej kupują. A poza tym, to jakoś tak nie potrafią liczyć... - przekonuje

[srodtytul]Kierunek: market[/srodtytul]

Mijają godziny, tłumek na targowisku nieco gęstnieje. Większość to oczywiście Niemcy. Marie i Martin przyjechali aż a Hamburga. W przepastnej torbie niosą dwa obrazy do mieszkania, w mniejszych trochę sera i kiełbas. - Przyjeżdżamy do Polski dwa, może trzy razy w roku. Na wycieczkę. Kupujemy trochę ciuchów, ale głównie jedzenie, bo jest nie tylko znakomite, ale i tanie - przyznają. Nieco częściej w Słubicach bywa Lothar. Razem z rodzicami mieszka w Berlinie, a to tylko 80 kilometrów od granicy. - Kupujemy jedzenie, odzież, czasem jakieś kosmetyki - wylicza. Na razie jednak tylko się rozglądają. Co nie znaczy oczywiście, że wyjadą z Polski z pustymi rękoma. Za chwilę bowiem ruszą do jednego z supermarketów. I dopiero tam zacznie się prawdziwe kupowanie. - Dla nas obecny kurs euro oznacza prawdziwe żniwa - przyznaje Grzegorz Cały, kierownik sklepu Intermarche w Słubicach. - Zakupy robią u nas nie tylko Niemcy z Frankfurtu, regularnie pojawiają się też mieszkańcy Berlina - mówi. Schemat jest prosty - najpierw klienci wyjeżdżają ze sklepów z koszykami po brzegi wyładowanymi jedzeniem, potem kupują papierosy, tankują samochód, czasem wpadną do fryzjera i - z powrotem do Niemiec. - Od czasu, kiedy kurs euro zbliżył się do pięciu złotych, nasze obroty wzrosły. O ile? Szacuję, że nawet o 20 procent - podsumowuje Cały. Swojski market, obcy targ

Dlaczego Niemcy wolą supermarkety od targowisk? - Bo markety niezależnie od tego, po której stronie granicy się znajdują, są niemal takie same. Sprzedają podobne towary, więc łatwo porównać ceny - tłumaczy Anette Paetzold z Izby Przemysłowo-Handlowej we Frankfurcie nad Odrą. - Poza tym na bazarach często jest niezbyt czysto, sporo tam błota, często kapie na głowę. Zwłaszcza zimą takie zakupy są po prostu uciążliwe - dodaje.

Szefowie targowiska - przynajmniej tego w Słubicach - są jednak dobrej myśli. - Ludzie narzekają, ale słyszał pan handlowca, który nie narzeka? Według mnie ten weekend był bardzo dobry. A kiedy przyjdzie wiosna, będzie jeszcze lepiej - przekonuje Jerzy Kirej, prezes Stowarzyszenia Handlowców Targowisk Miejskich Odra. Tym bardziej, że w Słubicach zostanie wkrótce uruchomiony nowy plac targowy. - Będzie jak na Unię Europejską przystało - zapewnia, pokazując ulotki z kolorowymi zdjęciami. Rzecz jasna - po niemiecku.

Sobota, wczesne popołudnie, przygraniczne targowisko w Słubicach. Na parkingu kilkadziesiąt aut, głównie na niemieckich rejestracjach. Ruszamy pomiędzy stragany. Bluzy, spodnie, skarpety, perfumy, płyty z muzyką i filmami „dla dorosłych”, papierosy, warzywa, owoce, sery, szynki. Ceny niemal wyłącznie w euro. Gdzieniegdzie z głośników płyną bawarskie melodie, a sprzedawcy nawołują klientów - oczywiście po niemiecku. Tłumów jednak nie ma. - Euro mocne, złotówka słaba. Liczyliśmy na tych Niemców, liczyliśmy. A tymczasem ledwo wychodzimy na zero - macha ręką pan Marek.

Pozostało 90% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy