Sobota, wczesne popołudnie, przygraniczne targowisko w Słubicach. Na parkingu kilkadziesiąt aut, głównie na niemieckich rejestracjach. Ruszamy pomiędzy stragany. Bluzy, spodnie, skarpety, perfumy, płyty z muzyką i filmami „dla dorosłych”, papierosy, warzywa, owoce, sery, szynki. Ceny niemal wyłącznie w euro. Gdzieniegdzie z głośników płyną bawarskie melodie, a sprzedawcy nawołują klientów - oczywiście po niemiecku. Tłumów jednak nie ma. - Euro mocne, złotówka słaba. Liczyliśmy na tych Niemców, liczyliśmy. A tymczasem ledwo wychodzimy na zero - macha ręką pan Marek.
[srodtytul]Dobre, piękne, nasze [/srodtytul]
Pan Marek sprzedaje głównie damską bieliznę. - Cenami biję Niemców na głowę - zachwala, a po chwili wylicza. Kolorowe majtki kosztują u niego sześć złotych. Za zachodnią granicą, w markecie za takie same w przeliczeniu trzeba zapłacić dziewięć złotych, ,,u Turków'' - półtora euro. - Kupowanie u mnie po prostu się opłaca. I co z tego? Nic - markotnieje. Narzeka też pani Zofia - właścicielka straganu z dziecięcymi ciuszkami. - Niemcy przyjeżdżają, rozglądają się, ale jak przyjdzie co do czego, nie kupują. Chociaż u nas wszystko takie ładne. Nic chińskiego. O tamto jest z Poznania, a to z Łodzi - zapewnia, wskazując na stosy kolorowych bluz, ozdobionych postaciami z brytyjskich kreskówek.
Dlaczego interes nie idzie? Marek: - Bogaci i tak tu nie pojawią, a biedni liczą się z każdym groszem. Taki to przyjeżdża tutaj jak na wycieczkę, pokręci się, popatrzy, zje szaszłyka i tyle. Spójrzcie tylko na ich torby. Puste.
Zofia: - Zima to zawsze był ciężki czas, a dla handlujących odzieżą, to już w szczególności. Bo to czasem trzeba coś przymierzyć, a tu mróz. Poza tym jak u nich w dużych sklepach zaczną się wyprzedaże, to ceny zjeżdżają w dół nawet o siedemdziesiąt, osiemdziesiąt procent. Taką konkurencję trudno wytrzymać nawet nam. Idźcie do tych z papierosami i jedzeniem. Tam jest lepiej.