Jakie pomysły na kryzys powstają w głowach polityków

W wielkich sklepach jest mniej kupujących, choć dochody ludności nie spadły. Wyraźnie widać jednak wzrost skłonności do oszczędzania i racjonalizację zakupów

Publikacja: 22.04.2009 20:46

Martwiliśmy się o wielkość marcowej produkcji. Analitycy przepowiadali 6-procentowy spadek. Zmartwienie okazało się nieco na wyrost. Spadek produkcji był tylko 2-procentowy.

Teraz czekamy na dane o sprzedaży detalicznej. I znowu słychać pełne niepokoju głosy. Duże sieci handlowe alarmują, że spada im sprzedaż i tegoroczne obroty mogą być niższe niż we wspaniałym 2008 r. Zapewne tak będzie, chociaż niekoniecznie trzeba uznać to za złą wiadomość. Jest to raczej normalny efekt dostosowania się klientów do niepewnej sytuacji gospodarczej.

Nie trzeba danych statystycznych, bo widać gołym okiem, że w wielkich sklepach jest mniej kupujących, znacznie dłużej wybierają towary, tłoczą się przy regałach z przecenami i promocjami, a do kasy przychodzą z mniej wypełnionymi koszykami. Wszystko to dzieje się w sytuacji, kiedy dochody ludności nie spadły. Zatrudnienie jest bowiem takie samo jak przed rokiem, a płace wzrosły o 5 proc.

Wśród przyczyn tego zjawiska znajduje się wyraźnie widoczny wzrost skłonności do oszczędzania i racjonalizacja zakupów. Sprzedaż w lutym była mniejsza o 1,6 proc., ale w firmach handlowych zatrudniających ponad dziewięć osób (w praktyce są to markety, supermarkety i hipermarkety) spadła o 2,7 proc. Oznacza to, że w tym czasie małe sklepy i targowiska odnotowały wzrost obrotów. A to nasuwa pytanie, czy wielkie sklepy potrafiły odpowiednio się dostosować do nowej sytuacji.

Ja uważam, że nie potrafiły. Widzę w tym przejaw prawidłowości, którą można określić jako ujemną korelację między reakcją na zagrożenia a wielkością reagującego podmiotu. Wedle umiejętności reakcji na zagrożenia uczestników rynku można uszeregować następująco: gospodarstwa domowe, small biznes, duże firmy, wielkie firmy państwowe, państwo (czyli politycy).

Przykładów tego, co potrafią zrobić w czasie kryzysu firmy państwowe (podnosić płace, popierać „słuszne” protesty załogi, domagać się dotacji), było ostatnio dużo. Szkoda je powtarzać, bo zwiększa to konsumpcję nerwosolu u osób funkcjonujących na normalnym konkurencyjnym rynku. Ponieważ jednak odrobina złości działa pobudzająco, przytoczę dwa pomysły polityków.

Pierwszy wiąże się ze wzrostem kosztów pracy. Chodzi o wprowadzenie dodatkowego podatku (to jest, przepraszam, składki), z którego byłaby finansowana pomoc dla osób wymagających stałej opieki.

Drugi to skracanie czasu pracy poprzez ustanowienie dodatkowych dni wolnych. Mamy tu rzadkie porozumienie ponad podziałami. PiS chce bowiem wolnego w Święto Trzech Króli i w Wigilię, a Platforma w Wielki Piątek. Aż dziw bierze, że do licytacji nie włączył się PSL, choć ma wspaniałą okazję. Warto przypomnieć, że w wielu krajach (a i w Polsce kiedyś tak było) na Zesłanie Ducha Świętego są dwa dni wolne od pracy. A przecież w Polsce Zielone Świątki to święto ludowe. Partia, która dała Polsce Witosa, Mikołajczyka i Pawlaka, godna jest, aby świętować je odpowiednio długo.

Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy