Natomiast podczas końcowej oceny nowego projektu, np. planu kampanii marketingowej, lepiej postaraj się o przewagę negatywnych emocji – wówczas ludzie łatwiej wychwycą słabe punkty i błędy przedsięwzięcia.
To tylko jedna z bardzo konkretnych rad w poradniku dwóch amerykańskich psychologów z Uniwersytetu Yale, którzy od lat zajmują się inteligencją emocjonalną. Ba, jeden z nich (prof. Salovey) wprowadził pojęcie IE do psychologii. Teraz chcą spopularyzować umiejętności związane z emocjami także wśród menedżerów, którzy czasem kojarzą je ze słabością, a nawet brakiem profesjonalizmu. Dla niektórych praktyków od zarządzania inteligencja emocjonalna to coś mało przydatnego w biznesie, co sprawia, że ludzie są mili dla innych, wczuwają się w ich nastroje, wzruszając się wspólnie przy oglądaniu zachodów słońca i małych zwierzątek.
Caruso i Salovey udowadniają, że ignorując uczucia swoje i innych, ryzykujemy przeoczenie sygnałów ostrzegawczych przyszłych problemów. Przegapiamy też możliwość nauczenia się czegoś nowego, a działania pod wpływem emocji, nastroju i tak nie unikniemy. Lepiej więc nauczyć się je rozpoznawać u siebie i u innych i dowiedzieć się jak wpływać na ich zmianę. Autorzy radzą, jak budować w sobie dobry nastrój (bardzo przydatny np. przed prezentacją nowej strategii) i dlaczego urodzeni optymiści powinni czasem wzmocnić w sobie negatywne nastawienie np. przed rozmowami z doradcą finansowym, który będzie nas kusił atrakcyjną z pozoru inwestycją.
Caruso i Salovey przyznają, że menedżerowie, którzy ignorują emocje innych, mogą być bardzo skuteczni w zarządzaniu, w egzekwowaniu nakazów. (Chyba każdy zresztą to wie z własnego firmowego podwórka). Tyle tylko, że szefowie potrafiący wykorzystać emocje, lepiej motywują innych, gdyż intuicyjnie przeczuwają, co ludzi inspiruje i nakręca do działania. To cenny atut w czasach, gdy trzeba motywować pracowników, zaciskając jednocześnie pasa.
Czytelnicy, którzy dotychczas omijali artykuły o inteligencji emocjonalnej z daleka, nie muszą się obawiać, że książka dwóch uniwersyteckich wykładowców będzie mało przystępnym opracowaniem naukowym. Wprawdzie autorzy bardzo często powołują się na naukowe badania, ale jednocześnie opisują historie różnych Johnów, Russellów i Susanne, które czytelnik może porównać z własnymi doświadczeniami.