To już drugie zasilenie publicznymi pieniędzmi japońskiej gospodarki w trakcie obecnego kryzysu. W listopadzie 2008 r. roku rząd w Tokio zapowiedział wpompowanie 272 mld dolarów. Dzięki temu tegoroczny spadek PKB ma wynieść tylko 0,9 proc. , a ostatnio nawet pojawiły się nikłe oznaki ożywienia.

Nowe pieniądze mają zapobiec kolejnemu spowolnieniu przed zaplanowanymi na przyszły rok wyborami powszechnymi. Z tego pakietu 3,5 bln jenów zostanie wydane na projekty regionalne, w tym 500 mld jenów na roboty publiczne; 1,2 bln jenów na kredytowanie firm, a 800 mld jenów na ochronę środowiska. Dodatkowo Bank Japonii zdecydował się tydzień temu pożyczyć instytucjom finansowym 10 bln jenów oprocentowanych na 0,1 proc.

Sfinansowanie pakietu będzie możliwe dzięki wyemitowaniu przez Ministerstwo Finansów Japonii nowych obligacji. Oznacza to, że państwo zadłuży się w tym roku na 53,5 bln jenów, prawie o 10 bln jenów więcej, niż wcześniej planowano. Po raz pierwszy od 1946 r. dług będzie wyższy od wpływów z podatków szacowanych na 36,9 bln jenów.

Zdaniem ekonomistów gospodarka japońska jest w tej chwili w znacznie gorszej kondycji niż amerykańska. – Widać ogromne zaniepokojenie na rynku, że Japończycy wkrótce znajdą się pod ścianą. Zadłużenie państwa jest gigantyczne – mówił wczoraj Albert Edwards z Societe Generale. Były główny ekonomista MFW Simon Johnson zaś uznał, że w każdej chwili zadłużenie Japonii może wymknąć się spod kontroli.

W tym roku dług publiczny może wynieść 218 proc. PKB, a za rok 227 proc. PKB. Dotychczas z jego obsługą nie było kłopotów, bo Japończycy są wyjątkowo oszczędni, a stopy procentowe rekordowo niskie. Ale rentowność obligacji rośnie – w przypadku papierów dziesięcioletnich z 1,3 proc. na początku roku do 1,42 proc. obecnie.