Ta tzw. pomoc natychmiastowa była przedmiotem dyskusji na unijnym szczycie, który rozpoczął się wczoraj wieczorem w Brukseli. Dokładna kwota będzie znana po podsumowaniu deklaracji wszystkich darczyńców, na razie wymieniana jest suma 5 – 7 mld euro rocznie.
– Mamy nadzieję osiągnąć porozumienie w piątek rano – powiedział przed północą szwedzki premier Fredrik Reinfeldt, który kieruje do końca roku Unią i jest gospodarzem brukselskiego szczytu. Reinfeldt w imieniu swojego kraju zadeklarował 765 mln euro, a Wielka Brytania dołoży prawie 900 mln euro. Składki będą dobrowolne. Na poprzednim szczycie w październiku również Donald Tusk zapowiadał, że Polska dołoży się do tej oferty. Wczoraj szef UKIE Mikołaj Dowgielewicz powiedział, że m.in. sprzedaż nadwyżek uprawnień do emisji CO2 może dać kwotę 50 – 60 mln euro rocznie.
[wyimek]20 procent ma wynieść skala redukcji CO2 do 2020 r. w Unii Europejskiej[/wyimek]
– To kwota oddająca poziom zamożności i rozwoju gospodarczego Polski – powiedział Dowgielewicz. Ewentualna zgoda na niewielką w sumie pomoc natychmiastową nie przesądza kształtu porozumienia o walce ze zmianą klimatu od 2013 r. Ma być ono uzgodnione w Kopenhadze, a potrzeby krajów rozwijających się są szacowane docelowo nawet na 100 mld euro rocznie.
Komisja Europejska początkowo proponowała 15 mld euro ze strony UE, resztę miałyby dać bogate państwa, biznes, a wreszcie kraje rozwijające się. UE zadeklarowała wcześniej, że obniży emisje CO2 o 20 proc. do 2020 r. Obiecuje 30 proc., jeśli inni też dokonają cięć. Wczoraj BusinessEurope, federacja przedsiębiorców w UE, zaapelowała do przywódców o nieskładanie pochopnych ofert. Zdaniem jej szefa Jurgena Thumanna propozycja USA obniżenia emisji o 17 proc. do 2020 r. to tylko 3 proc. redukcji w porównaniu z rokiem 1990.